Świat ma co najmniej tysiąc wiosek i miastList w życiu człowiek pisze co najmniej raz (…)
I mam od kilku dni przy sobie listy pisane nie raz, przez lat trzydzieści, szare, białe, kolorowe, iskrzące barwami emocji, związane ściśle wstążką, której każda pojedyncza nitka jest splatającym, korespondentów, węzłem wzajemnego zaufania, przyjaźni, zrozumienia i admiracji. Uczuć i relacji jakie jawią się wraz z kolejno otwieraną kopertą, wyszeptują, wyślizgują wszelkim obwarowaniom. Wraz z powolną ich lekturą wkracza się na obszary wyznań, szczególnie Czesława Miłosza, kreślącego zarys własnego obrazu, który zdaje się być z czasem wręcz portretem psychologicznym. Te białe kartki stają się odzwierciedleniem potajemnie uzewnętrznianych lęków, obaw, poczucia pewnego zagubienia w świecie, szukania zrozumienia i wartości własnej twórczości. Pewnej wiwisekcji własnej duszy, jej pragnień i ograniczeń, pewnego "wywleczenia" siebie samego na drugą stronę, tę wrażliwszą, skrywaną przed innymi: Często myślę, że to jest ponad siły, że nie podołam. Człowiek zanurzony w tej cywilizacji prędzej czy później akceptuje swoją bezsilność i pozostaje mu tylko tzw. życie. Jeżeli mam od razu, tu, na początku, sięgnąć do sedna, powiem, że właśnie tzw. życie było i jest dla mnie przerażeniem, karą, zagładą. Dlaczego tak się stało, nie rozumiem lub rozumiem, tylko bardzo niejasno.
Kolejna data, adres, ułamek z życia, skrawek czyjegoś świata, stają się cząstką naszego obcowania z nadawcami/adresatami tych listów. Stają się dyskretnym z nimi przebywaniem, a przecież wciąż pozostając, w pewien sposób, czytelnikiem dopuszczonym do tajemnicy korespondencji. Usprawiedliwieniem wglądania w treści przeznaczone, nie dla nas, choć nam udostępnione, niech będą słowa prof. Ewa Ihnatowicz: „Listy prywatne, czasem nawet intymne, przekraczają swój adres wtedy, gdy nadawca lub (i) odbiorca jest osobą powszechnie znaną i interesującą albo gdy korespondencja oświetla jakieś ogólnie znane wydarzenia czy zjawiska, albo wreszcie gdy same listy wyróżniają się niezwykłymi walorami: siłą uczuć i wyobraźni, pięknem literackim. Za klasykę uchodzą listy Jana III Sobieskiego do Marysieńki, Juliusza Słowackiego do matki, Zygmunta Krasińskiego do Delfiny Potockiej. Są one ciekawe nie tylko dla biografistów i historyków - stają się po prostu literaturą.”
I nie sposób nie odnieść wrażenia, że taką też literaturą jest korespondencja Czesława Miłosza z Konstantym A. Jeleńskim, także wychodzącą poza adres, poza granice prywatnej rozmowy. Sama w sobie będąca wartością nie do ocenienia dla następnych pokoleń, niezaprzeczalnie ze względu na jej treść, ale także jej formę, stylistykę, bo któż dzisiaj pisze takie listy? Te, wzajemnie do siebie wysyłane, przez poetę i jego uważnego czytelnika, a jednocześnie szczerego admiratora, stanowią niezwykłe połączenie poważnych dysput światopoglądowych, rozważań o literaturze, kulturze w ogóle, poprzez uczuciowe wyznania, dzielenie się swoimi przeżyciami, emocjami, opiniami, patrzeniem na świat i siebie nawzajem.
Ale, Kocie, kim jestem dla Ciebie? Czy garnkiem, z którego leje się kawa, a garnek zostaje garnkiem – jak dla mojej rodziny, czy czymś innym? Niedojrzałość, idiotyzm adolescencji, frenezja, męki nie-do-formy – ile z tego mogę wybełkotać?
Garnek - zaiste, ulepiony z najlepszej materii, wcale nie gładkiej i pięknej, ale pełnej wewnętrznych rozterek, pęknięć, ułomności, a jednak i siły by nieść w sobie „wodę życia”, stając się przez to tym bardziej ciekawym i wartym przyjrzenia się z dociekliwą przychylnością, jaką Czesława Miłosza może obdarzyć czytelnik biorący do rąk tę fascynującą korespondencję prowadzoną z Konstantym Jeleńskim.
Dlatego też zatonęłam, gdzieś na otwartych morzach między Kalifornią, Korsyką i Paryżem. Rozpostarta między odległymi kontynentami, a jednocześnie stając się świadkiem jakże bliskiej relacji dwóch osobowości. Niesiona na wznoszących się falach rodzącej między nimi przyjaźni, wzajemnego dzielenia poglądów i zapatrywań na współczesny obu panom świat, niełatwe relacje z ludźmi kultury w Kraju, czy nawet „Kultury” w Paryżu, niełatwe „bycie” w ówczesnych realiach i szukania drogi do spełnienia poprzez własną twórczość i udostępnienie jej czytelnikowi w Kraju.
Ale przecież to, co stanowi kwintesencję tej korespondencji, dla mnie, jakby clue tych listów, to możliwość spojrzenia na Czesława Miłosza zza kotary oddalenia, gdzie próbował odnaleźć swoje miejsce, dla siebie i swojej twórczości. Ponowne, wciąż nienasycone i zachłanne przyglądanie się Konstantemu Jeleńskiemu, utwierdzając się we własnej opinii o nim jako wyjątkowej zupełnie postaci, człowieku wielkiej kultury, w każdym tego słowa znaczeniu i w każdym aspekcie jego, Konstantego, jestestwa. Obdarzonym szerokim spektrum widzenia spraw poważnych i spostrzegania błahych przefiltrowanych przez własną wrażliwość, a jednocześnie wspartych na filarach wiedzy o ludziach, świecie i sztuce, będącej, dla mnie, stanem iście do pozazdroszczenia. Zupełnie jakby posiadał niezliczoną ilość macek wyczuwających delikatność materii jaką jest dusza artysty, a jednocześnie potrafiący jakże celnie dookreślić otaczającą go rzeczywistość, zachowując balans między własnymi odczuciami i rzeczywistą prawdą, oplatając świat wokół siebie swoją charyzmą, błyskotliwością i czarującym sposobem "noszenia" siebie.
Trudno oderwać się od tych listów, nasycenia tematów, wątków, obrazów, myśli i refleksji, które trzeba zaznaczyć, zatrzymać na dłużej, jakby stawały się poetyckim dopełnieniem prozy, a może całkiem na odwrót.
Błogosławiona jest twarda, kanciasta materia, o którą można się uderzyć, gorzej jeśli opór, na jaki natrafimy, jest płynny, miękki, jeżeli poruszamy się w labiryncie o ścianach z sypkiego piasku. Boję się nie ciosów, ale łagodnego utonięcia, tej nicości, która silniejszych ode mnie wchłonęła i wchłania co dzień.
Kolejna data, adres, ułamek z życia, skrawek czyjegoś świata, stają się cząstką naszego obcowania z nadawcami/adresatami tych listów. Stają się dyskretnym z nimi przebywaniem, a przecież wciąż pozostając, w pewien sposób, czytelnikiem dopuszczonym do tajemnicy korespondencji. Usprawiedliwieniem wglądania w treści przeznaczone, nie dla nas, choć nam udostępnione, niech będą słowa prof. Ewa Ihnatowicz: „Listy prywatne, czasem nawet intymne, przekraczają swój adres wtedy, gdy nadawca lub (i) odbiorca jest osobą powszechnie znaną i interesującą albo gdy korespondencja oświetla jakieś ogólnie znane wydarzenia czy zjawiska, albo wreszcie gdy same listy wyróżniają się niezwykłymi walorami: siłą uczuć i wyobraźni, pięknem literackim. Za klasykę uchodzą listy Jana III Sobieskiego do Marysieńki, Juliusza Słowackiego do matki, Zygmunta Krasińskiego do Delfiny Potockiej. Są one ciekawe nie tylko dla biografistów i historyków - stają się po prostu literaturą.”
I nie sposób nie odnieść wrażenia, że taką też literaturą jest korespondencja Czesława Miłosza z Konstantym A. Jeleńskim, także wychodzącą poza adres, poza granice prywatnej rozmowy. Sama w sobie będąca wartością nie do ocenienia dla następnych pokoleń, niezaprzeczalnie ze względu na jej treść, ale także jej formę, stylistykę, bo któż dzisiaj pisze takie listy? Te, wzajemnie do siebie wysyłane, przez poetę i jego uważnego czytelnika, a jednocześnie szczerego admiratora, stanowią niezwykłe połączenie poważnych dysput światopoglądowych, rozważań o literaturze, kulturze w ogóle, poprzez uczuciowe wyznania, dzielenie się swoimi przeżyciami, emocjami, opiniami, patrzeniem na świat i siebie nawzajem.
Ale, Kocie, kim jestem dla Ciebie? Czy garnkiem, z którego leje się kawa, a garnek zostaje garnkiem – jak dla mojej rodziny, czy czymś innym? Niedojrzałość, idiotyzm adolescencji, frenezja, męki nie-do-formy – ile z tego mogę wybełkotać?
Garnek - zaiste, ulepiony z najlepszej materii, wcale nie gładkiej i pięknej, ale pełnej wewnętrznych rozterek, pęknięć, ułomności, a jednak i siły by nieść w sobie „wodę życia”, stając się przez to tym bardziej ciekawym i wartym przyjrzenia się z dociekliwą przychylnością, jaką Czesława Miłosza może obdarzyć czytelnik biorący do rąk tę fascynującą korespondencję prowadzoną z Konstantym Jeleńskim.
Dlatego też zatonęłam, gdzieś na otwartych morzach między Kalifornią, Korsyką i Paryżem. Rozpostarta między odległymi kontynentami, a jednocześnie stając się świadkiem jakże bliskiej relacji dwóch osobowości. Niesiona na wznoszących się falach rodzącej między nimi przyjaźni, wzajemnego dzielenia poglądów i zapatrywań na współczesny obu panom świat, niełatwe relacje z ludźmi kultury w Kraju, czy nawet „Kultury” w Paryżu, niełatwe „bycie” w ówczesnych realiach i szukania drogi do spełnienia poprzez własną twórczość i udostępnienie jej czytelnikowi w Kraju.
Ale przecież to, co stanowi kwintesencję tej korespondencji, dla mnie, jakby clue tych listów, to możliwość spojrzenia na Czesława Miłosza zza kotary oddalenia, gdzie próbował odnaleźć swoje miejsce, dla siebie i swojej twórczości. Ponowne, wciąż nienasycone i zachłanne przyglądanie się Konstantemu Jeleńskiemu, utwierdzając się we własnej opinii o nim jako wyjątkowej zupełnie postaci, człowieku wielkiej kultury, w każdym tego słowa znaczeniu i w każdym aspekcie jego, Konstantego, jestestwa. Obdarzonym szerokim spektrum widzenia spraw poważnych i spostrzegania błahych przefiltrowanych przez własną wrażliwość, a jednocześnie wspartych na filarach wiedzy o ludziach, świecie i sztuce, będącej, dla mnie, stanem iście do pozazdroszczenia. Zupełnie jakby posiadał niezliczoną ilość macek wyczuwających delikatność materii jaką jest dusza artysty, a jednocześnie potrafiący jakże celnie dookreślić otaczającą go rzeczywistość, zachowując balans między własnymi odczuciami i rzeczywistą prawdą, oplatając świat wokół siebie swoją charyzmą, błyskotliwością i czarującym sposobem "noszenia" siebie.
Trudno oderwać się od tych listów, nasycenia tematów, wątków, obrazów, myśli i refleksji, które trzeba zaznaczyć, zatrzymać na dłużej, jakby stawały się poetyckim dopełnieniem prozy, a może całkiem na odwrót.
Błogosławiona jest twarda, kanciasta materia, o którą można się uderzyć, gorzej jeśli opór, na jaki natrafimy, jest płynny, miękki, jeżeli poruszamy się w labiryncie o ścianach z sypkiego piasku. Boję się nie ciosów, ale łagodnego utonięcia, tej nicości, która silniejszych ode mnie wchłonęła i wchłania co dzień.
przytoczyłam fragmenty z listów Czesława Miłosza do Konstantego Jeleńskiego"Czesław Miłosz / Konstanty A. Jeleński. Korespondencja" listy zebrane, opracowane i opatrzone przypisami przez Radosława Romaniuka
pod redakcją Barbary Toruńczyk, wyd. Zeszyty Literackie, 2011
pod redakcją Barbary Toruńczyk, wyd. Zeszyty Literackie, 2011
oraz fragment artykułu prof. Ewy Ihnatowicz... A jak będę zakochana, prześlę panu list i klucz, wyd. "Wiedza i Życie", nr 7/1998