Pokazywanie postów oznaczonych etykietą twórczość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą twórczość. Pokaż wszystkie posty

Przebudzenie


Próbuję jeszcze odnaleźć ostatni oddech minionego weekendu, przyprószonego płatkami śniegu, smakującego poranną kawą z miętą. Posłyszeć ten wyciszony wiatr, który zdaje się, że dopiero co, trzepotał skrzydłami od rana, uderzając o szyby okien i rozbijając ostatnie drobinki snu pod powiekami, tworząc rozwarstwiony obraz rzeczywistości. Ziarenka niedospania szczypały w oczy, a piszczałki grały między szczelinami okien. Siadałam na krawędzi łóżka, jak na krawędzi rozbitego snu i czubkami palców próbowałam dotknąć niedookreślonej, o poranku, własnej przynależności do świata.
Potem przyszła cisza. I zagubione promienie słońca prześlizgnęły się po zaśnieżonych schodach przed domem. Zatrzymały się na nich, niepewne. Gdzieś pod drugiej stronie przemknął szaraczek, z radości plącząc swoje krótkie łapki. Chwila trudnego do objęcia ramionami zachwytu.
A dzisiaj znowu mam wrażenie, że kosmyki włosów wciąż tkwią zaczepione w minionym roku, nie pozwalając mi się od niego uwolnić. Myśli zatrzasnęły się w przedsionku, niezdolne wyjść na ganek rozświetlony jutrzenką, mitologiczną Eos otwierającą wrota do jasności. Jedynie rześkie pocałunki, w coraz chłodniejsze poranki, zostawiając na ustach cienką warstwę szronu, znieczulają je bezlitośnie, nie pozwalając poczuć smaku nowego dnia, który właśnie mija, niepostrzeżenie. Więc jednak przemknął, osuwając się po ruinach mojej rozkruszonej codzienności. Posklejam ją jutro.
Tymczasem wieczór. Jakby bez smaku. Papierowy. Czekam na kolejne przebudzenie.
Kim jestem, tu w mroku cielesności, w drżeniu ciała?
Kim byłem? Czyżby obudził mnie przelot ptaka
za oknem? Okno, które otwiera żywioł, ostrze cienia;
czysta realność? Nie. Obudziło mnie muśnięcie
przestrzeni; jak gdybym wszedł w głąb korytarza snu.
Tak jakby przebiegł na palcach, by nie trwożyć
tych, co umarli. A może obudziła mnie po prostu
kropla, kropelka wody, która spadła z kranu, hen,
w terytorium bez granic, bez żywej duszy, w księstwie
Akwitanii? A może to tylko muzyczka ziarenek 
piasku, co utkwiły na amen we framudze okna,
nagość tronu? Oparzyła mnie idea, zimna jak
odłamek lustra. Przeląkłem się, że dom zastygnie,
zakrzepnie w grudkę bursztynu.
wiersz Przebudzenie Jerzego Plutowicza
"Twórczość", kwiecień 2011

Przerzucanie mostu

„Wierzę także, że najpiękniejsze, najpełniej obdarzone sensem spotkanie z tekstem wydarza się właśnie wtedy, gdy cudze myślenie staje się dla nas osobiście ważne, do głębi poruszające, poszerza nasz świat, pozwala lepiej uczuć, przemyśleć i nazwać to, czego sami doświadczyliśmy.Gdy czytanie jest tyleż budowaniem siebie co próbą przerzucenia mostu do drugiego człowieka.”

Tak trafnie i przejmująco wysłowił tę delikatność relacji łączącej pisarza i czytelnika, Andrzej Franaszek, w swoim podziękowaniu za przyznanie mu Nagrody Kościelskich za tom Miłosz. Biografia, wygłoszonego w Miłosławiu 8 października 2011.
I ja idę takim mostem od dłuższego czasu, drżącym, rozciągniętym między dwoma, zdawałoby się odległymi, skrajami ziemi. Stąpam po najdelikatniejszej formie łączącej mnie z Pisarzem, po kartkach przerzucanych z jednego brzegu jego świata na drugi, mój, zatrzymując się przy drobnych wyszczerbieniach, niedoskonałościach druku, gdzie nagle drobna litera zaciera ślad po samej sobie, jak z czasem zaciera się ta odległość między dwoma stronami książki. Jakby w procesie czytania przenikały siebie nawzajem słowa pisane i czytane, jakby pokonany został czas oddzielający Pisarza i czytelnika, dając im te ułamki nieuchwytnych chwil, kiedy idą razem pod rękę, kiedy ich oczy przebiegają wzdłuż tych samych linijek wierszy, kiedy oboje dotykają tego samego życia i istnienia. Kiedy strzepują z powiek, nad ranem, resztki snu i słyszą ostatni szept nocy, kiedy witają głody poranek, głodny kolejnych słów, uczuć, schowanych pod podszewką życia.
Życia - tętniącego, sprężystego, napinającego się do granic własnej wytrzymałości, jak zbyt mocno naciągnięta struna w starych skrzypcach. Zatrzaśniętego w futerale bolesnej samotności, a samotność tak boli, że ściany i asfalty klękają [Andrzej Babiński].
Tymczasem, ja sama skazuje się na samotności, w niej odnajdując najdoskonalszą formę odciśnięcia swoich śladów na ścieżkach Dzienników. Tą właśnie samotnością burząc mury oddzielające mnie od tych rozpromienianych, ułamkami zachwytów, dni Jarosława Iwaszkiewicza, wsłuchując się w te krótkie akordy wychwytywanej przez Niego, w chaosie codzienności, muzyki życia. Boleśnie odnajdując w nich zgrzyt swoistego rozdźwięku między łagodnością piękna, a niepokojami szpetnie przygarbionego życia. Przywalonego odłamkami z przeszłości, a jeszcze bardziej ruinami własnych zburzonych wyobrażeń o nowym świecie, o sobie w nowej teraźniejszości. Poczucia niezrozumienia, odepchnięcia, odstawienia w kąt, jak starego stawiskowego fortepianu, który mimo muzyki w nim mieszkającej nie znajduje przychylności, wrażliwości na dźwięki kryjące się pod starymi, pożółkłymi klawiszami, wciąż chętnymi do zagrania swojej najdoskonalszej melodii. Zmęczonymi, spracowanymi w szukaniu odpowiedniego tonu, nuty, by życie nie zdawało się tak dotkliwie bezdźwięcznym, głuchym.Bardzo trudno wyrazić i pewnie nie wyrażę moich doznań na dźwięk fortepianu. Samo dotknięcie klawiszy (przed chwilą słyszałem tylko akompaniament do pieśni Moniuszki, ale właśnie tylko akompaniament) wywołuje tysięczne alikwoty z pod- i z nadświadomości, i doznaję jakiegoś rozanielenia, rozradowania wewnętrznego, przypomnienia wszystkiego, co się kojarzy z tym dźwiękiem od najdawniejszego dzieciństwa (mama) i co się sumuje w jakąś nieprawdopodobną energię, podobną do zapachu kosodrzewiny czy zapachu maciejki, najbardziej nasyconych zapachów (…) W taki dzień jak dzisiaj, pogody i bezchmurny, ten fortepian staje się poręczeniem lepszego życia. Jakie to dziwne.Dlatego próbuję się wsłuchać w najsłabsze uderzenia klawisza, w ten szmer sunącego powoli pióra po papierze. Przyjrzeć się najmniej zgrabnym literom, bo postawianym ręką drżącą i coraz częściej nieposłuszną. A jednak, literom kształtnym i gibkim, oplatającym skrawki poszarpanej codzienności, wciąż pozostającym tak mocno przesiąkniętych wrażliwością, obnażając uczucia, zwątpienia, rozterki, a jednocześnie utrwalając siłę ulotność każdej chwili. Tego powolnego stąpania w nieuchronną nicość, w całkowite i ostateczne oddalenie. Bez powrotu.
By, jeszcze nie być tym motylem, co umiera o poranku. By, przerzucić jeszcze jeden most.

Starzeję się
z wielką niemotą
i żalem
kotwy szuwarów
ruda kito słońca
zwiążcie mnie
mocno

Gdybym tylko mogła ująć tę dłoń, drżącą, w swoich dłoniach i oddać jej odrobinę własnej siły.



fragment z przemowy Andrzeja Franaszka
116 Zeszyty Literackie, zima 2011

fragment z Dzienników 1964-1980 Jarosława Iwaszkiewicza
wyd. Czytelnik, 2011

wiersz Edy Ostrowskiej
"Twórczość", czerwiec 2010

Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...