Pokazywanie postów oznaczonych etykietą korespondencja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą korespondencja. Pokaż wszystkie posty

Myślę, że wiem najważniejsze

Ten moment przebudzenia, gdy pojawiają się pierwsze myśli dnia; człowiek zadaje sobie pytanie - skąd się tam biorą, oczekując naszej świadomości. (…)


Wiatr plącze gałęzie drzew. Strąca bezdomność nocy błądzącej bezpańsko po pustych ulicach. Odlicza po kropli potu ilość paciorków niewysłuchanych modlitw nad ranem. Uniesień niezawinionych win. Śladów pogubionych dróg. Drepcząc donikąd. Stając się nieczytaniem. Nieistnieniem. 

Próbuję się przebudzić z odrętwienia. Pochylam się ujmując jej wątły grzbiet. Gdyby wysypać drukarski popiół spomiędzy jej okładek, zmieściłby się w jednej dłoni wypełniając jednak szczelnie każde, najdrobniejsze zgłębienie w skórze, przenikając nitki pomarszczeń znaczących swoistego rodzaju pajęczynę połączeń. Cielesności współistnienia z jednoczesnym odchodzeniem od okaleczonego bytu. 

"Wszystko, co piękne, trwa jedynie chwilę", ale dla takich chwil warto pokonywać własne słabości. Tchnąć, w karłowatość wychudły dłoni, wysiłek sięgania po skrawki myśli i słów rozciągniętych pomiędzy ścianami celi swojego niedoskonałego ciała lub w pokornym posłuszeństwie serca poddawanego codziennym wyborom. Celi wypełnionej myślami rozciągniętymi na białym płótnie obrazów przenikniętych artystyczną wizją, pragnieniami, trwogą, tęsknotą. Przyjaźnią. Tajemnicą odwiecznego poszukiwania sensu cierpienia stającego się formą komunikacji, szukaniem odpowiedzi wobec pokus interpretacji „wątpliwego piękna” jakim jest kolejne doświadczanie cierpienia. Piętnującego, stygmatyzującego ludzką kondycję i egzystencję, nad której horyzontem pochyla się Bóg, z obrazu Nikifora, „zdolny ukoić nostalgię całej mej istoty."

Dlatego też, Joseph, jestem tak poruszony, że odczułeś potrzebę ofiarowania Bogu twoich nóg w zamian za moje. Wiem, że w uczuciach nie można się powstrzymać od takiego pragnienia, ale w każdym razie nie wierzę, aby Bóg Cię wysłuchał i liczę na to. Wszyscy bowiem musimy przyjmować wypadki życia, których sensu nie rozumiemy. I nikt nie może ich znosić zamiast nas (...) Jakże nowe jest cierpienie dla każdego człowieka, skoro się pojawi; pozostaje zawsze dziewicze, choć spało ze wszystkimi. 

„Myślę, że wiem najważniejsze”. Czapski-Colin. Wyszperanych w antykwariacie parę, zaledwie, listów. Literacka perełka. Zapis głębokiego współodczuwania pomiędzy dwoma wyjątkowymi artystami, we wspólnocie myśli, niekiedy zerwanych bo niekompletnych, ale jakże silnie połączonych więzią wzajemnej czułości i troski. Wysiłkiem rąk. Wysiłkiem całego jestestwa w cierpliwej formie budowania wzajemnego zrozumienia i patrzenia na sztukę, nade wszystko sztukę życia i cierpienia. W osobistym jej doświadczaniu. Dotknięciu przeżywania lęku śmierci. Podaniu dłoni. Sięgnięciu rdzenia serca. Malowaniu płótna z pamięci.

Listy bez naznaczonych dat. Ponadczasowe. Aktualne w szczerości osobistych przemyśleń i prostocie najważniejszych prawd. Przepojone swoistą spoistością artystycznej przenikliwości i woli pracy nad sobą. W umiejętnym doborze kolorów i form życia obserwowanych z wierzchołków drzew. W kolekcji rysunków ołówkiem. Wizji obrazów. Obrysie relacji i poglądów uchwyconych w grymasie bólu. Bezsilnych zmaganiach z wydarzeniami historii osadzonej w granicach i poza granicami Francji. Wytrwałej ucieczce przed zobojętnieniem. Niespiesznej modlitwie w Notre Dame. Dbałości o detale uchwycone w błahostkach codzienności: „wtorek rano”. Wyzwolenie z trwogi.
I którymkolwiek by nie było wtorkowym porankiem, przebudzenie zdaje się zadawać wciąż to samo pytanie: pierwsze myśli dnia - skąd się tam biorą? 


MYŚLĘ, ŻE WIEM NAJWAŻNIEJSZE 
CZAPSKI-COLIN 
Wybór listów w przekładzie Andrzeja S. Sawickiego 
wyd. Oficyna Naukowa i Literacka T.I.C.


Dom obu tajemnic - Józef Czapski / Ludwik Hering

Ten, który kocha, poznaje. Biedny jest, kto nie kocha.
Jak przed pogańskim wzorkiem święte hostie
niezliczone życia wydadzą mu się pospolite.
Temu tylko, kto kocha, zabłyszczy Różnorodność
i stanie mu otworem dom obu tajemnic:
tajemnicy bolesnej i tajemnicy radosnej.
Kocham cię, Błogosławiona chwila,
gdy zakochałam się w tobie.
Elsa Morante "Alibi"
tłum. Konstanty A. Jeleński
"Chwile oderwane", wyd. słowo /obraz terytoria

Długo zbierałam się na odwagę, aby napisać kilka słów, o jednej z najbardziej przejmujących korespondencji, w dokuczliwej obawie, by nie zburzyć delikatnej struktury wyznań zebranych w listach odzwierciedlających wrażliwość na sztukę i wrażliwość sztuki życia. Podskórnego drżenia uczuć. Konieczności istnienia dla siebie. W sobie nawzajem odnajdującej uzasadnienie egzystencji naznaczonej trudnymi doświadczeniami kształtującymi indywidualne widzenie świata. Przeglądając się w źrenicach oczu patrzących z daleka, choćby ich wyraz nie oddawał całkowicie zgodności charakterów i opinii, ale łączył ich nicią nierozerwalnego oddania. Splecionych w nienasyceniu obcowania ze sobą. Scalających lata rozłąki narzuconej biegiem historii. Ogromu troski o siebie i swoje talenty. Swoistości naczyń połączonych zamkniętych w ciszy trudnych do wypowiedzenia na głos pragnień. Eliksiru na własne zwątpienia, niewiarę w swoje moce twórcze. Dzieląc się jednakowoż swoimi "stanami muzycznymi". Rysunkami. Pantomimą czy baletem słowa, jak określał swoje próby literackie Ludwik Hering.

Nic – tylko jeden cieniutki ból, jakby włos zaczepiony o guzik ściągał skórę karku. - Raptem ulga - tułów zrywa strzępy ścięgien i pada przy śpiącym. - Otwarte oczy patrzą w ziemię. - - - Bezgłowy kadłub porusza się - przyklęka - wodzi palcami po podłodze - szuka - znajduje - wstaje - maca rozkrzyżowanymi ramionami po murze - szuka końcami stóp gruntu - podchodzi do pieca. (…) Przerażone oczy nawleczonej na nitkę świadomości głowy - widzą --- (...)”

Wzmacniając wiarę w sens swoich artystycznych poczynań. Podejmowanych prób tworzenia od nowa. Z ogromnym trudem z jakim jest życie zaczynać od początku Z przeszywającym lękiem zrywanych nitek więzi zbyt długiego niekiedy milczenia i nawlekania ich ponownie by załatać niewypełnione słowem przestrzenie odosobnienia.
Korespondencji przesiąkniętej nieodłączną potrzebą przemierzania własnych upodobań, kontrastów światła padającego na kawałki ziemi niosącej ciężar ich stóp i dotkliwość wojennych wspomnień. Niemierzalnej, w żadnej skali matematycznej, tęsknocie. Niewyrażalnego przeżywania oddzielnych chwil, "zmysłowej radości życia", choć rozdzielonej niezaspokojonym głodem bliskości zapisanej w epistolograficznym akcie oddania. Szczerości rozpostartej do wejrzenia duszy, z jej cieniami i choćby nikłymi rozbłyskami rozjaśniającymi mrok podwojonej samotności. Wnikliwości z jaką czytają siebie nawzajem.

Wysłałem Ci list i już chcę pisać dalej. Bo pisać mało, to jakby nic - a wtedy chciałoby się pisać ciągle. Po napisaniu mam skrupuły (głupie), że piszę o swoich ciągle sprawach i wątpliwościach, ale wiem, że te skrupuły nie mają sensu - bo naprawdę ja nie mam nikogo, któremu bym mógł pisać jak Tobie, nikogo, który by mógł mnie usłyszeć   j a k  Ty i przed którym naprawdę się nie wstydzę być taki jaki jestem bez "uróżowienia" ani bez pamfletu na siebie."

Listy Józefa Czapskiego i Ludwika Heringa to wielkie wyzwanie: czytania i patrzenia. Czułości z jaką trzeba objąć osamotnione serca i uczucia rozpostarte ponad wyznaczonymi granicami, pomostami wszelkich możliwych do nakreślenia międzyludzkich relacji, na siatce współrzędnych geograficznych naznaczonych tęsknotą i potrzebą wyglądania siebie. Szukania spełnienia w żarliwości słowa, w grudce zaschniętej farby na białym płótnie dającym możliwości samospełnienia nie tracąc gruntu, choć kurczącego i sypiącego się, pod nogami. Realizmu otaczającej rzeczywistości dostrzegającej okrucieństwo świata. Poddając się chwilom zwątpienia w sens życia, niedomaganiom fizycznym, upadkom ducha, przemęczenia, ale jednocześnie nie tracąc spostrzegania piękna, choćby w detalach czucia formy i słowa, w konieczności pracy i wysiłku będącej źródłem oddechu. Usprawiedliwienia życia.

(...) ja już mocno podstarzały, przemęczony i marny, gubiący papierki, zapominający - jednocześnie  o d e j ś ć  nie mogę - to wiara ludzi tam, może, że ich kocham, że ludzie, którzy wzajemnie ze sobą są źle czy wcale, mają od mnie zaufanie, więc jak zawsze staram się kleić, co się rozkleja. (...) Chciałbym umrzeć nieraz - bo naprawdę nieraz daje mi się, że nie mam czym żyć, czym oddychać. (...) Ale to są ułamki sekund - ale w gruncie pragnę szczęścia i życia - i świata, gdzie by nie wisiał miecz Damoklesa na głową każdego z nas, gdzie jest poczucie    c z a s u   i   p r a w a   wypełnienia tego czasu miłością i sztuką. 

Czytam. Z zapartym tchem przenikając delikatną tkankę niezwykłego oddania dwóch nietuzinkowych postaci. Prostotę ich uczuć, siłę przyjaźni i ogrom udzielanego sobie wsparcia. Miłości zbyt silnej by ją odeprzeć. Metafizycznego współodczuwania w potędze pamięci. Smaku filiżanki herbaty i paczki papierosów. W egzystencjalnych rozważaniach ukazujących siebie, w autentycznym, do bólu przeszywającym, gęstym autoportrecie artystów poszukujących spełnienia. Bliskich i odrębnych. Wiernych sobie na dnie niespokojnych snów podszytych lękiem pierwszego świtania.


A my czuliśmy, jak nas mgła tajemna spowija,
Jak pod stopę się kładzie ziemia niczyja -
Ale księżyc feluką ze srebra
Przeciął mrok, wspólną noc nam odebrał...

Anna Achmatowa
Z cyku "Stronice Taszkienckie"

Józef Czapski, Ludwik Hering
Listy 1939-1982 - tom 1
wyd. Fundacja Terytoria Książki

Listy - tom 1

Listy - tom 1

Znam tylko tyle rzeczy, ile znam ich cieni

Wypuścić słowo z dłoni. Niczym znaleziony na pustej plaży kamyk pozwalając mu wybrać własną drogę zostawiając zarys liter na miękkim dywanie piasku, na czubkach źdźbeł wychylających się spoza wczesnej aury twórczości, zatapiając sens w nagłych przypływach i pozwalając zasypiać w zawiłych korytarzach muszli, póki deszcz go nie wypłucze, nie zmyje z niego znaczenia kaligraficznych rzeźbień.
Dostrzec słowo. Wypukłość dźwięku i załamanie rytmu przenikające "Pokój przy Strandgade z promieniami słońca na podłodze" pozostawiającego ślady światła przeciskającego się przez ciasną szczelinę szuflady pełnej prób literackich na podszewce młodzieńczych pragnień, wyblakłych w uścisku promieni rozjaśniających złotą poświatą nieuniknionego przemijania. W gorzkim posmaku pospiesznych deklaracji uczuć, pamięci długich listów łączących, nieuchwytne zapisem geograficznym, odległości. Zmienność nastrojów i wzajemnych relacji. W cieniu kopert wysyłanych na rozstajach dróg snujących się niczym po "niciach, które z rąk do rąk podają sobie poeci". W szorstkości zbyt długo oczekiwanych odpowiedzi, w szarości skóry okalającej poranione wnętrze ...nastroszony od zewnątrz, bojowniczy, ale właściwie tam głębiej to tylko było smutno i bezradnie. Czego mi właściwie brakuje?.

Korespondencja Pawła Hertza z Anną i Jarosławem Iwaszkiewiczami jest poruszającym zapisem emocji, kształtującej się przyjaźni i krajobrazu czasów, przenikania poglądów, oczekiwań wobec siebie, wyrażanych odważnie i prosto,  w otaczającej rzeczywistości międzywojennej i powojennej Polski. Odmiennej ostrości intymnego postrzegania siebie. W początkowym jednogłosie młodości, fascynacji i pragnień, pozostawiając w domyśle rewers zwrotnych listów.
"Wnętrze z czytającym młodzieńcem" zanurzającym wzrok w tomiku wierszy, w prozie życia, odwróconym obrazie, w którego splotach naciągniętego płótna chce się doszukiwać kolorów codzienności, próba samooceny i oceny innych, samoanalizy i ostrości wyrażanych osądów zapisujących niekończącą się tułaczkę po własnych oczekiwaniach i wyzwaniach rzucanych z pełnym rozmysłem najbliższym. Ciągłym trwaniu na uboczu, jakby w świadomości patrzenia na rzeczywistość z obranego dystansu, w swoistym poczuciu inności i odrębności.

Odkryłem w sobie wadę; zbyt szybko mijam ludzi. Przechodzę koło nich i odchodzę dalej. Czy nie należałoby wybrać ludzi, tak jak wybieram książki, które odczytuję zawsze. Czy może szybkie rezygnowanie z przyjaźni jest zaletą. (...) Z tych wszystkich rzeczy wynika moja maniera, nieznoś[noś]ć, na którą narzekasz, a która nie jest niczym innym, jak nieszczęśliwą może, ale formą obrony czy próbą zdominowania.
Nie jest dobrze Jarosławie, kiedy się nie ma Twojej ogromnej cierpliwości i cierpi się neurastenię z racji złego umieszczenia swojej osoby w czasie i przestrzeni.

Niekończące się lektury, przywoływane tytuły wyznaczają drogę w głąb siebie, w niekończącej się drodze przed siebie. Kształtujące. Wzbogacające. W modlitwie zmieniających się imion nadawanych Bogu, w religijnej tułaczce. Ciągle wędrujący i poszukujący własnego adresu do zamieszkania na stałe. W świecie literackim, w zakątku na poddaszu ziemi. W mnogości "karteluszek" zapisanych odręcznie i wystukanych na Adlerze, w miękkości dłoni, konkrecie uderzenia klawiszy starej maszyny do pisania, której dźwięk prowadził długimi uliczkami Łodzi, w stronę Warszawy i Stawiska. Upływ lat zmienia relację między nadawcami listów, zbliża ich do siebie, z relacji mistrz-uczeń, przechodzą do nieprzerwanej, niepodważalnej przyjaźni. Może jednej z najwierniejszych w ich życiu. Męskim dwugłosie podszytym absolutną samotnością, ale i dojrzałością patrzenia na otaczającą rzeczywistość, na ważność spraw  i miejsca literatury w świecie. Ważności spraw w życiu, gdzie kobiecy głos Anny łączy subtelną melodią wyznania z porażającą intymnością oswajania demonów. Kiedy nie słyszy nikt a cień jej postaci obleka skraj rzęs spuszczonych pod niewidzącym spojrzeniem zatopionym w zachodzącym ciemną mgłą horyzoncie, z "przyczyny cieni danych przez naturę". W rozrywającym stanie zagubienia. Niemożności wypowiedzenia rozedrganych słów pacierza pomieszanych w przezroczystości jej źrenic i poczuciu wiecznego odrzucenia. Zerwanych paciorków życiowego odrętwienia i poranienia.

Jeżeli rzeki świata przeze mnie nie płyną
i tylko wąski strumień na dni nocy gada,
pozwól mi, bym nie czuwał nad każdą godziną,
niech powieść o świecie beze mnie układa.

Znam tylko tyle rzeczy, ile znam ich cieni
zastygłych na kamieniach spokojnego świata (...)

Listy Pawła Hertza do Anny i Jarosława Iwaszkiewicza, ich obojga do Pawełka. Korespondencja intymna, fascynująca, poraniona. Szczera. Prawdziwa.
Pełnia - jak określił ją Marek Zagańczyk w progach domu na Stawisku przejmująco odczytując wiersze Pawła Herzta. Wiersze "pisane dla nikogo", pisane o "rzeczach chłodnych i zastygłych" wybrzmiewających zjawiskowo i pozostające przyspieszonym tętnem w wąskim strumieniu wstrzymanego oddechu. W rozchyleniu warg niezdolnych do wyszeptania chwili oczarowania.

To uczucie jest we mnie bardzo silne i obejmuje książki, które czytam, muzykę, której słucham, i obrazy, które oglądam, i oczywiście ludzi, i bliskich, i dalekich. Czasem wydaje mi się, że to zbiegające moje własne lata przynoszą takie uczucia, które wydają mi się lepsze i prawdziwsze od różnych innych, których tyle już w życiu moim doznawałem. 


Paweł Hertz
Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie
Korespondencja 
tom I. 1934-1948
 tom II. 1948-1980
wyd. Zeszyty Literackie, 2015





Przynosisz to, czego mi brak

Już dawno nic mnie tak nie poruszyło, nie wyrwało z wewnętrznego, mogłabym rzec nieomal klasztornego zamknięcia. Z odseparowania na czułość słów wydobywających się spomiędzy szelestu zamkniętych na jakiś czas dla mnie książek. Przebudziłam się, by z perspektywy kobiecej wrażliwości ubranej w zakonny habit i oddzielonej od zewnętrznego świata, ujrzeć jej niewidoczną obecność w listach wymienianych z Nicolą Chiaromonte. I chociaż trudno nie podziwiać kunsztu epistolograficznego pisarza, szeroko widzianego i rozumianego świata, jego filozoficznych rozważań, spostrzeżeń o stanie ludzkości, to właśnie jej nieobecne istnienie w tej korespondencji jest tak subtelnie wyczuwalne. Nie mówię tego tak sobie, pod wpływem radości, jaką napełniają mnie Twoje słowa, ale dlatego, że naprawdę staram się służyć Ci za "zwierciadło". 
Tymczasem Muszka (Melanie von Nagel) służy Bogu, pomiędzy murami klasztoru benedyktynek w których schroniła się po śmierci męża, w dobrowolnym zamknięciu na wszelką zewnętrzność, jednocześnie otwiera swoje własne wnętrze. Można się zastanawiać kto dla kogo był "zwierciadłem", może po prostu oboje przeglądali się we własnych oczach całkiem się nie widząc. Uzupełniając się i wzbogacając nawzajem, każde z nich przeżywając życie w liczbie pojedynczej, ale jednocześnie w jakimś szczególnym dusz i prawych umysłów złączeniem.
Opublikowanych siedem, niedługich listów Nicoli Chiaromonte do Melanie von Nagel pachnących lawendą i nieomal przepełnionych delikatnością płatków bratka, niesie w sobie niezwykłą siłę, intelektów, łączącego ich czujnego przyglądania się człowiekowi i jego istnieniu w ciągle zmieniającym się świecie, ale i w okazywanej sobie wzajemnie trosce i czułości. Jakby jedno dla drugiego stawało się szkicem do pełniejszego portretu, barwą i wyrazistością widzenia życia, odpowiedzialności za obraz świata i bytu jednostki. W prawdzie i szczerości wobec samych siebie, niczego nie ukrywając, nie tworząc niczego na pozór, ale obdarzając się wzajemnym zaufaniem. Ja czuję upływ lat głównie wtedy, kiedy odkrywam w sobie obszary martwe - a pociechą jest to, że nie jestem jeszcze "stary" w najgorszym tego słowa znaczeniu, zachowując jeszcze zdolność "odczuwania" i daję się ponieść temu, co czuję. Jeśli idzie o Ciebie, jesteś najmłodszą istotą, jaką znam.
Urzekli mnie oboje. Nicola intensywnością słów i myśli, które można przeczytać między kartkami "Zeszytów Literackich", Muszka w moim własnym domyśle jej słów. W jej skromnej, ale wyraźnie odczuwanej obecności między akapitami jego listów. W kompozycji dwóch niezwykłych istnień i ich wzajemnego dla siebie znaczenia.
Tak, Ty przynosisz mi czyste i łagodne powietrze. Ale właściwie nie takie łagodne, tak jak nie jest "łagodny" krajobraz Delf czy Kume. Otóż to: przynosisz to, czego mi brak.


Nicola Chiaromonte - Listy do Muszki (Melanie von Nagel)
wybór Wojciech Karpiński
tłum. Alina Kreisberg
"126 Zeszyty Literackie, Warszawa-Paryż, lato 2014"












Jeszcze nigdy nie byłem tak z bliska przy tworzeniu się człowieka

Chwytam się nieśmiałych jeszcze promieni słońca, aby niczym marionetka stanąć niepewnie na słabych nogach o poranku oszronionym niezdecydowanym odchodzeniem zimy. Równie nieśmiało próbuję zapisać swoje pierwsze odczucia, w drżeniu dłoni, nie mogąc odnaleźć właściwych liter na klawiaturze. 
Kiedy jakiś czas temu przeczytałam pierwsze fragmenty tej korespondencji wiedziałam, że przyjdzie czekać na publikację niezwykłą. Dzisiaj czuję jakbym rozwiązywała długą wstążkę, obejmującą pokaźny pęk uczuć delikatnych niczym liście opadające na jesieni. Jej końcówki są dwiema istotami złączonymi ze sobą nie tylko splotem tkaniny życia, ale połączonymi przez Opatrzność, aby uratować każdą z nich razem i z osobna. Każdą na inny sposób. 
Spoglądam jak rozwiązująca się powoli tasiemka prześlizguje się między moimi palcami wytyczając drogę do odczytania kształtu liter i uchwycenia melodii, zapisanych w odręcznym piśmie, słów. Jestem jak niewidzący posługujący się alfabetem Braille'a, wyczuwając wypukłość punktów stanowiących swoisty kod do odczytania znaczenia ukrytego w geometrii, skreślonych na kartkach papieru, myśli. Ja go szukam. Kodu do ich wzajemnych uczuć, do relacji przejmujących i niełatwych, a jednocześnie przypisanych sobie losem zmienności życia. Ich obu. Jarosława Iwaszkiewicza i Wiesława Kępińskiego. Pisarza i osierocone dziecko. Ojca i syna. Przyjaciół. Bliskich i odległych sobie. 
Wzruszenie zastyga w gardle dławiąc każdą opadającą łzę zrodzoną w zawstydzeniu własnej słabości, jak rodzi się więź między Jarosławem i Wiesiem. Nieporadna jak pierwsze listy chłopca, świadoma i ważna, jak wyznania Opiekuna: Nigdy jeszcze nie byłem tak z bliska przy przemianach dojrzewania, przy tworzeniu się człowieka. I tak lęk mnie ogarnia, że każdy twój krok dzisiaj jest wyborem na całe życie.
Jestem na początku ich wspólnej drogi. Wsłuchuję się jak mała roślinka, posadzona w całkiem nowej ziemi, zapuszcza powoli korzenie. Czerpie siłę i witalność z czułości i opieki jaką się ją obdarza. Rośnie, także w sobie samej, poznając nowe smaki, zapachy, poddając się ciepłemu oddechowi bezpieczeństwa. Z dala od biedy i głodu. Poczucia osamotnienia. Zapełniając powoli odczuwaną pustkę bliskością i poczuciem przynależności do kogoś. Rozkwitając pod parasolem ochronnym miłości. Rodzi się na nowo. Do nowego życia i szansy na lepsze, pełniejsze istnienie, nie tylko dla siebie, ale także dla swojego opiekuna. Chciałem Ci tylko powiedzieć, że w ciągu tego roku żyłem też bardzo mocno dzięki tobie i chwilami nawet byłem szczęśliwy: jest to jeden z najpiękniejszych czasów mego życia. Wiedz o tym.
Kolejna pożółkła koperta. Wyblakły znaczek. Pocztówka z Watykanu.
Książka listów. Pudełko wspomnień. 
Rys pękniętego życia dziecka pod sklepieniem wielkiego serca Pisarza. 
Wtapiam się w słowa wstępu Roberta Papieskiego.
I trudno jedno wzruszenie oddzielić od drugiego, jakby książka nie składała się ze zbioru doraźnie pisanych listów, lecz stworzył ją jakiś majster literacki, który zadbał o to, by znalazło się w  niej wszystko, co powinno wyróżniać dobrą powieść epistolarną. Bo korespondencja Iwaszkiewicza i Kępińskiego czyta się jak powieść w listach, w której można wydzielić trzy równorzędne wątki: opowieść o artyście, opowieść o rozwoju duchowym i dzieje przyjaźni.
Przede mną jeszcze ponad czterysta listów pisanych na przestrzeni trzydziestu lat. Dwóch mężczyzn, którzy zapisali wspólnie własną drogę życia i swoistego odrodzenia. W odchodzeniu i powrotach. W rozłące ostatecznej i ostatniej próbie powrotu do już nie takiego samego domu.

"Jarosław Iwaszkiewicz / Wiesław Kępiński
Męczymy się obaj. Korespondencja z lat 1948-1980"
Opracowanie: Agnieszka i Robert Papiescy
wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2014 


Może tak właśnie będzie

Tafla jeziora, jak porcelanowy talerzyk, zataczała biały krąg gładkości wśród wieżyczek strzelistych świerków. Ostry zapach mięty pieprzowej rozcinał gęstość posiwiałego poranka na mazurskich bezdrożach zatrzymanych w bezruchu mroźnego powietrza. Słońce próbowało ogrzać szklistość poświaty iskrzącej się nieśmiało w drgnięciu nowego dnia. W poszukiwaniu ciszy.
Gdzieś na skraju dnia i nocy, granicy rozwidlenia świadomego chwytania się snu i przebudzenia, przychodziła samotność przeżywania jej w kręgu osób znajomych i jakże odległych jednocześnie. Móc nieskrępowanie pozostać sobą. Schowana pomiędzy kartkami korespondencji Jarosława Iwaszkiewicza z Andrzejem Wajdą patrzyłam na krajobraz Mazur przez filtr ich artystycznej wrażliwości, potrzeby bycia ze sobą i odnajdywania wzajemnej twórczej inspiracji.
U mnie w dalszym ciągu b. smutno. Trzymam się tej ziemi jedną nitką, nitką smutku. Bardzo ciężka starość. Ale jakoś mnie twórcza wena nie opuszcza. Jeszcze można wytrzymać - notował w swoim liście Jarosław Iwaszkiewicz.
I zdała się myśl Wyspiańskiego "smutek to piękno" tłem dla listów, pewną smugą cienia ich korespondencji, niewielkiej, ale dla mnie szalenie urokliwej. Jest w niej smutek dojrzałości życia i dojrzałości twórczej, pragnień i tęsknot, chwytania dla siebie skrawków chwil i myśli, obrazów zapisanych na kliszy filmowej i słów między okładkami książek. Odniesień do przeżyć zaczerpniętych z własnych doświadczeń i tych przekazywanych poprzez akapit malowniczo spisanej prozy a ujętej na kliszy zatrzymanych wyobrażeń. Jest w tych listach rodzaj ulotność, fragmentaryczności wspólnie odbieranych emocji, jakby wychwytywanie ostatnich momentów wspólnego kadru.
W poniedziałek wieczorem nastąpi ważny moment konfrontacji (na tegorocznych Konfrontacjach) naszego filmu ["Panny z Wilka"] z widownią, ciekawe, jak to wypadnie! Może wśród tej złości i niepowodzeń, które nas prześladują, widzowie zobaczą inny świat, łagodny i piękny... i bezinteresowny. Może tak właśnie będzie.


Jarosław Iwaszkiewicz / Andrzej Wajda
Korespondencja
wyd. Zeszyty Literackie, 2013



Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...