Sen płowieje na poduszce. Drepczę
pustą ulicą szukając swoich śladów w odbiciu wczorajszego dnia. Pustej wystawy
oddanej do remontu, gdzie cisza zagłusza rozbudzone własnym krzykiem myśli.
Opieram palce na krawędzi kartki szukając bezpiecznego brzegu po drugiej
stronie dłoni. Milczeniem wypełniam puste kawiarniane stoliki, doniczki na
parapecie okna, filiżanki osiadłych na dnie słów.
Przekraczam granice nieznanych
miast dających poczucie anonimowości, swobodę chwytanych ukradkiem spojrzeń i możliwość
pisania siebie od nowa. Krojenia kromki chleba smakującej inaczej niż Twoja
codzienna obecność, niezmienna jak wschody i zachody słońca na krańcu wstążki granatowego
morza. Nie dosięgam. Mokrymi placami rysując płynność przemijania na zimnym
piasku.