W pociemniałych oczach okien świat zawęża się do srebrzystego profilu księżyca zawieszonego niczym ludowa, papierowa wycinanka, w ciemnostalowym tle nocy. Niczym ozdoba choinkowa kołysząca się na nieuchwytnej niteczce marzenia, by uszczknąć choćby z rąbka jedwabistości nieba. Tymczasem aksamit mgieł nisko nad ziemią prześlizguje się niczym porzucony przedwcześnie welon zagubionej rusałki, zwiewnie przysłaniając ostrość spostrzegania przydymionego siwizną świata. Powiew jesiennej nostalgii wkradł się przez dziurkę od klucza otwierającego otchłanie niepokornej melancholii, która uśpiona w gładkiej kołysce fajansowej filiżanki tonie z utęsknienia za odrobiną słonecznego rozkruszenia, osiadającego świetlistym promieniem ponad przedwczesnym zarysem ciężkiego zmierzchu.
W poszukiwaniu posmaku słodkości. Ukrytego w bezowych płatkach pachnących konfiturą z dzikiej róży, w ziarenkach kakao nonszalancko rozsypanych na blacie mahoniowego stołu stabilnie wspartego o doświadczenia kulinarne wciąż nieporadnych rąk. Pomiędzy obwolutami książek kucharskich zamkniętych w sobie z zawstydzenia.
Koci cień wygina się zgrabnie na grzebiecie przygarbionego fotela, w którym rozsiadło się rozleniwienie rozciągając się aż po same koniuszki wełnianych skarpetek dźwigających ciężar mijającego dnia utkwionego w cienkich zagnieceniach na stopach szukających śladów wiodących do kłębka włóczki owiniętego nierozerwalnymi wstążkami nienaruszalności upływającego czasu.
W pociemniałych oczach okien świat zawęża się do srebrzystych rozgwiazd świecących niczym przydrożne, smukłe lampiony wycięte z ciemnostalowego tła nocy.
Popatrz, jak żałośnie prędko
W poszukiwaniu posmaku słodkości. Ukrytego w bezowych płatkach pachnących konfiturą z dzikiej róży, w ziarenkach kakao nonszalancko rozsypanych na blacie mahoniowego stołu stabilnie wspartego o doświadczenia kulinarne wciąż nieporadnych rąk. Pomiędzy obwolutami książek kucharskich zamkniętych w sobie z zawstydzenia.
Koci cień wygina się zgrabnie na grzebiecie przygarbionego fotela, w którym rozsiadło się rozleniwienie rozciągając się aż po same koniuszki wełnianych skarpetek dźwigających ciężar mijającego dnia utkwionego w cienkich zagnieceniach na stopach szukających śladów wiodących do kłębka włóczki owiniętego nierozerwalnymi wstążkami nienaruszalności upływającego czasu.
W pociemniałych oczach okien świat zawęża się do srebrzystych rozgwiazd świecących niczym przydrożne, smukłe lampiony wycięte z ciemnostalowego tła nocy.
Popatrz, jak żałośnie prędko
ściemniała zorza wieczorna:
tuż za miedzą niedaleką
rżyska - niczego nie dojrzeć.
Pomroka nocy jesiennej
szeroką równiną biegnie;
tylko na czerwieni ciemnej
zachodu - sylwetka wierzby.
I już serce udręczone
niejasnego smutku pełne,
czy, że tak odległy nocleg
czy, że w polu wokół ciemno?
Oto jesień tu nadchodzi,
przybiega dobrze znajomym
tchnieniem wiejskiej melancholii,
odludnej pustki stepowej.
rżyska - niczego nie dojrzeć.
Pomroka nocy jesiennej
szeroką równiną biegnie;
tylko na czerwieni ciemnej
zachodu - sylwetka wierzby.
I już serce udręczone
niejasnego smutku pełne,
czy, że tak odległy nocleg
czy, że w polu wokół ciemno?
Oto jesień tu nadchodzi,
przybiega dobrze znajomym
tchnieniem wiejskiej melancholii,
odludnej pustki stepowej.
*** wiersz Iwana Bunina
z tomiku "Liryka rosyjska - antologia, 1880-2005"
przełożył Krzysztof Krejckant-Ożarski
z tomiku "Liryka rosyjska - antologia, 1880-2005"
przełożył Krzysztof Krejckant-Ożarski
wyd. Anagram, Warszawa 2007