Listopad w walizce.
Ledwo zdołam ją rozpakować, ująć jej z ciężaru pokonanych odległości, a już za parę dni przychodzi ponownie układać na jej przepastnym dnie ciepły sweter, szalik, stos papierów i aparat fotograficzny - cichy świadek moich niedalekich wojaży utrwalający pamięć mijanych miejsc, spostrzeganych w oka mgnieniu, w pośpiechu, miedzy jednym a drugim spotkaniem służbowym, w skradzionych odstępach spowalnianego na chwilę kroku. W tych niemierzalnych odcinkach zatrzymania, zawieszenia stopy nad powierzchnią, na której za moment odcisnę ślad własnej bytności, jednocześnie jakby przysłaniając czyjąś, przede mną, tutaj obecność. Może jednak wszyscy budujemy, w ten sposób, niewidzialną wieżę istnień całkiem sobie obcych, nie wiedzących o sobie nawzajem, a tworzących jakąś trwałą egzystencję miasta, choćby na najmniejszej jego powierzchni, na której uda nam się na moment przystanąć, pozostawić oddech spostrzeżonej w zachwycie architektonicznej perełki, a może ujrzanego nie najpiękniejszego świadka minionej historii, dowodu na obecność pomarszczonego już czasu oznaczającego swoje powolne odejście w zmarszczkach starych kamienic. A może zamkniętego na kłódkę bijącego serca przymocowanego nierozerwalnym węzłem przynależności do jednego z mostów łączących odległe brzegi tego samego trwania.
Książka, rękawiczki, plan miasta tętniący cienkimi żyłkami ulic rozpostartych w różnorodnych kierunkach, oplatający gwarny rynek serpentyną nazwanych, wielobarwnych wstążek splatających się w tajemnicę miejsca, której uda się być może doświadczyć.
Zatem znowu przyspieszam.
Sznurując poranki na nierówne pętelki kokardek.
Udając się śladami wrocławskich krasnali śpiących w bramach, podtrzymujących zatrzymaną rzeczywistość, będących nieruchomym dowodem na obecność bajki w życiu. Byle zdążyć ją dostrzec, spostrzec w drobince zbyt pośpiesznej codzienności.
Mój listopad w walizce.
Lata temu, bardzo lubiłam wędrować z aparatem, brałam go wszędzie: rower,stary cmentarz, pole, las, przydrożne kapliczki, spacer od różnych porach dnia i roku. Pozostały zdjęcia, a na nich to, co już czasami nie istnieje lub zostało odnowione. Ostatnio obejrzałam ów album z uśmiechem na ustach :)Wówczas miałam lustrzankę i wszystkie zdjęcia wywoływałam jak leciało. Dziś jest więcej zdjęć, ale na płytach, w plikach i głównie dzieci:)Choć nadal zabieram aparat ze sobą, a szczegóły mnie fascynują:)Dobrych wrocławskich spacerów:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Dziękuję, 'kradzione' spacery bardzo udane, obrazy zapisane i wiele wspomnień w walizce. Jest do czego wracać wspomnieniami :) Pozdrawiam pięknie Montgomerry :))
Usuńps. swoją drogą zdjęcia w albumach mają jednak większą wartość sentymentalną niż te przechowywane na płytkach pamięci :))
zgadza się:) zwłaszcza takie albumy, gdzie oprócz zdjęć są bilety, świstki, zapiski na kartkach, foldery etc.:)
Usuńpo prostu przechowują znacznie więcej niż obrazy :) pięknego, niedzielnego wieczoru.
UsuńWrocław piękne i bardzo przyjazne miasto,pełne wspaniałych zabytków i urokliwych zakątków ,oby tylko pogoda dopisała
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę szerokiej drogi:))
Tak, Molekułko, piękne i przyjazne, pełne uroku, rozświetlonych mostów i brzegów wartych łączenia spojrzeniami. Pozdrawiam Cię serdecznie :))
UsuńPodróże są bardzo przyjemne...uwielbiam podróżować. Życzę Ci Małgosiu Droga udanego pobytu we Wrocławiu i choć to podróż służbowa, to mam nadzieję, że znajdziesz troszkę czasu na relaks i spacer pięknymi uliczkami tego miasta. Ściskam Cię najmocniej i pozdrawiam:)))
OdpowiedzUsuńDroga Genevieve, spacery się udały :) Uliczki oswajałam, łapałam w szybki kadr, by nie uciekły, by je utrwalić. Relaksu jakby mniej, ale dobrze czasem odetchnąć innym powietrzem :) Ściskam Cię najserdeczniej :))
UsuńMałgosia w ciągłej podróży... listopad w pędzie i pośpiechu, tym razem Wrocław, kolejne miasto do ponownego odkrycia. Wielu wrażeń i pięknych wspomnień życzę Ci Małgosiu z tego bajkowego miasta. Uściski :-)
OdpowiedzUsuńDominiczko, próbowałam odkryć, odtajemniczyć, zostawić swój ślad a przygarnąć nastrój tego miasta. Wiem, że jeszcze chciałabym tam wrócić spokojniej, wolniej i z większą atencją dla szczegółów :) Serdeczności moc ślę już z mazowieckich ścieżek :)))
Usuńwroclaw...to moj cel na wiosne ;-) mam nadzieje. a ja bylam tydzien w katowicach i krakowie ;-) katowice trawie , bo to rodzinne sentymenty, a krakow mnie uspakaja znanymi miejscami...jest zawsze tak samo tam i daje mi to poczucie , ze czas sie zatrzymal- pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMój pobyt we Wrocławiu, to było oswajanie miasta, doszukiwanie się jego klimatu. Niestety byłam zbyt krótko, by mu się dobrze przyjrzeć, ale już są miejsca gdzie zostawiłam cząstkę siebie.
UsuńKatowice jeszcze przeze mnie nie odkryte, za to w Krakowie kocham się bez pamięci i nieprzytomnie. Też mnie uspakaja Pozdrawiam ciepło :)