Wegetowanie przy zaciśniętych zębach, zmrużonych powiekach, to jak zejście na samo dno studni życia, by poczuć pod stopami pustkę. A jednak wciąż pragnąć zamknąć cząstkę siebie w samotnej próżni, jak utrwala się przemijalność w zimnym kadrze obiektywu. W linijce zapisywanej krzywizny krzyku, kwadracie gładkiej posadzki przeszywanej dudnieniem kroków. Próbując oderwać się od paraliżującego bólu w rozpaczliwej bezsilności.
aby nagle otworzyć oczy szeroko w ciemność, i szepnąć bezgłośnie:
Nasze sny są również także niedoskonałe:
budzimy się z nich. To naj[gorsze?] [dalej urwany fragment]
Zgodziłbym się nawet na nieśmiertelność,
gdyby przebiegała we śnie. Przerywanym tylko na jedną sekundę,
jak ciepło, jak cicho, jak błogo i znów je zamknąć zatrzasnąć
powieki,
na nową senną wieczność.
Aleksander Wat. Przejmujące wołanie o przebaczenie za zbrodnię śmierci. Lista skreśleń. Lista dokumentów. Kolejny zatrzymany siłą dzień zamknięty w czterech ścianach odrętwienia. Chodzenia po omacku, po obrzeżach celi, której granice wyznaczał kolejny wysiłek ręki i bóle uszczuplone. Gotowe. Przepisane. W zaułkach jedynie chwilowej ciszy i ukojenia świadomie dążącego do wyrwania się ku wolności. Poza własne niedołężne ciało. Poza własną niemoc. Poza nie swoją rozpacz.
Ostatni zeszyt. Ostatnie zdania. Ostatnie życzenia. Testament pragnień na potem. Przenikliwy świadek zmagań z cierpieniem ciała i czekaniem na dobrą noc. Poruszający wyraz miłości.
(...) Nasza
jedność była tak jednością, że
nie może przestać być, kiedy
mnie nie będzie. Pamiętaj o tym
i nie rozpaczaj, tylko nie rozpaczaj,
żeby tę jedność naszą, żeby nasze
wspólne istnienie w tej jedności
nie udręczać (...)
Aleksander Wat "Ostatni zeszyt"
128 Zeszyty Literackie, zima 2014