Proszę, nie przychodź więcej w snach. Oswojoną codzienność rozbijasz na miliony zapomnianych gestów.
Z szufelki wysypują się resztki przebrzmiałego echa dudniąc jak deszcz spadających litery z nazw niezamieszkanych miasteczek na przekrzywionych drogowskazach.
Sady posmutniały na bezdrożach. Rozkrawane jabłko, wypełnione zapachem późnego lata, pozostawia na talerzyku ciemne pestki zapomnianego już smaku. Tasiemki rumianej skórki serpentynami więdną bez Twojego oddechu, a smutek rozciągnął się na wycieraczce do jutra.
Cedzę słowa przez gęste sploty zardzewiałego sitka. Tekst istnieje tylko wtedy, kiedy można go przeczytać. Czytam coraz mniej. Obejmuje mnie czas, którego coraz mniej. Rozsypane litery alfabetu zamiatam pod chodnik zadeptywany pospiesznymi krokami przechodniów z wczorajszego dnia. Zostaną zdjęciami na niewywołanym filmie zamkniętym w ciele przestarzałego aparatu.
Szpulki wyblakłych nici, linijki połamane z matematyczną dokładnością, pagórki zaschniętej farby, śmieszny pierścionek z odpustu i tomik nienapisanych wierszy. Profil książki bez tytułu. Flakonik perfum przesiąknięty zapachem farby drukarskiej i ciemna klisza na dnie tekturowego pudełka zaklejonego szarą taśmą.
Proszę, nie przychodź więcej w snach. Oswojoną codzienność rozbijasz na miliony zapomnianych gestów.
Z szufelki wysypują się resztki przebrzmiałego echa dudniąc jak deszcz spadających litery z nazw niezamieszkanych miasteczek na przekrzywionych drogowskazach.
Sady posmutniały na bezdrożach. Rozkrawane jabłko, wypełnione zapachem późnego lata, pozostawia na talerzyku ciemne pestki zapomnianego już smaku. Tasiemki rumianej skórki serpentynami więdną bez Twojego oddechu, a smutek rozciągnął się na wycieraczce do jutra.
Cedzę słowa przez gęste sploty zardzewiałego sitka. Tekst istnieje tylko wtedy, kiedy można go przeczytać. Czytam coraz mniej. Obejmuje mnie czas, którego coraz mniej. Rozsypane litery alfabetu zamiatam pod chodnik zadeptywany pospiesznymi krokami przechodniów z wczorajszego dnia. Zostaną zdjęciami na niewywołanym filmie zamkniętym w ciele przestarzałego aparatu.
Szpulki wyblakłych nici, linijki połamane z matematyczną dokładnością, pagórki zaschniętej farby, śmieszny pierścionek z odpustu i tomik nienapisanych wierszy. Profil książki bez tytułu. Flakonik perfum przesiąknięty zapachem farby drukarskiej i ciemna klisza na dnie tekturowego pudełka zaklejonego szarą taśmą.
Proszę, nie przychodź więcej w snach. Oswojoną codzienność rozbijasz na miliony zapomnianych gestów.
Nie daj się zbyt szczelnie obejmować upływającym chwilom... ściskam ciepło
OdpowiedzUsuńChyba potrzeba mi wiosny, a z nią rozkwitającej na nowo nadziei. Ściskam również ciepło ze słońcem zaglądającym, dzisiaj, przez ramię.
Usuń