Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo słowo/obraz terytoria. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo słowo/obraz terytoria. Pokaż wszystkie posty

Zatrzymana chwila

Przemijająca codzienność, uchwycona w przypadkowym kadrze, których rejestrujemy nieskończoność, zatrzymuje spojrzenie na mgnieniu chwili, która już przeminęła. Rozproszyła bezszelestnie, stając się cieniem wspomnienia zawisłego gdzieś pomiędzy tym, co było, a tym, co nigdy nie powróci. Ten fragment, zwyczajny, pozornie nieistotny, nagle staje się zapisem zaistniałej nieobecności. Okruchem momentu, który już nie istnieje, a jednak wciąż trwa, widoczny w odbiciu naszej źrenicy. Zatrzymany ruch, załamanie światła, ślad oddechu na szybie, spojrzenie wciąż odbijające się na siatkówce naszej pamięci. Cokolwiek to było, trwało zaledwie mgnienie, a jednak pozostawiło cień, którego nie sposób cofnąć ani unieważnić. Moment umierający na naszych oczach, bo przecież każda chwila może okazać się ostatnią w danej chwili świata. Coś mijającego bezpowrotnie, bo już nigdy nie będzie tej samej godziny, chwili uchwyconej w ramy naszego spostrzegania.

Z dystansu, gdy patrzymy na ten kadr, próbujemy zrozumieć, co właściwie zostało uchwycone w tym drobnym geście. I można by wracać do takiego wycinka rzeczywistości jak do obrazu w muzeum, choć nie tylko dla samego dzieła, ile do uczucia, które w nas wywołuje. Dla drgnienia myśli. Jak pisze Maria Poprzęcka w "Śmierci przed obrazem": Obrazy poczęte są z prostego, wzrokowego doświadczenia - to las widziany z perspektywy leżącego na wznak. "Kiedy człowiek leży na wznak i patrzy prosto przed siebie, niebo okazuje się czymś tak dalece innym, że aż można doznać wstrząsu".

Być może w tym właśnie tkwi sens. W tym, co przypadkowe, kruche, ledwo dostrzegalne. Co przemija, zanim zdążymy nazwać. Niczym widok zapisany w migawce oka umierającego. Docierając do granicy widzialności i niewidzialności. Maria Poprzęcka prowadzi nas przez spojrzenia: uważne, pełne skupienia, zawieszone w przestrzeni obrazów, które pozornie mogą zdawać się już tylko świadectwem minionego. Pochyla się nad starością i śmiercią, ale nie czyni tego z patosem, pozostaje jakby na ich krawędzi, nie wchodząc w dramatyzm odchodzenia, lecz zatrzymując się w jego przedsionku. Tam, gdzie jeszcze trwa spojrzenie.

Starości nie da się z myślenia wyeliminować. I nie da się go wyeliminować także z myślenia o sztuce. Zwłaszcza z naszego myślenia, którzy syceni jesteśmy tekstami starych poetów - Iwaszkiewicza, Miłosza, Różewicza. To oni wprowadzają nas w starość, w jej "straszność". Pozwalają doświadczyć napastliwego poczucia bezsensu, absurdu istnienia, lęku przed nicością. Przybliżają czas nasilających się dolegliwości, upokarzającego niedołęstwa, cierpienia fizycznego i duchowego.

Przychodzi i nam patrzeć na to z bliska. Dostrzegać miejsca, gdzie pada nieśmiałe światło. W tych subtelnych momentach ostatniego bycia, ostatniego widzenia, dostrzegać coś więcej. Być może próbę uchwycenia ostatniego obrazu, który człowiek zabiera ze sobą wyznaczając kres swojego istnienia. Zadania sobie pytania: Z jakim obrazem odchodzimy? Na czym spocznie nasze ostatnie spojrzenie?

Obrazy, które przywołuje Maria Poprzęcka stanowią rodzaj medytacji nad trwaniem i przemijaniem. To nie tyle zapisy śmierci, co zdolność dostrzegania szczegółu, który mówi więcej niż wszystkie opracowania historii sztuki. To nie tylko opowieść o obrazach, ale też o tym, jak patrzymy na kres, i jak poprzez obraz próbujemy go oswoić. Opatrzeć się z nim, zanim zanurzymy się w powolny proces zanikania czy na chwilę stającego się dla nas tylko "półśrodkiem uśmierzającym ból istnienia.".


fragmenty z książki Marii Poprzęckiej
"Śmierć przed obrazem.  O sztuce, starości i znikaniu."
wyd. słowo/obraz terytoria, 2024 



"Patrzę nie okiem, ale poprzez oko"

Może świat został przez Pana Boga po to stworzony, żeby odbijał się w nieskończonej liczbie oczu istot żywych, albo, co bardziej prawdopodobne, w nieskończonej liczbie ludzkich świadomości.
Czesław Miłosz 

Patrzę w przepojone zadumaniem oczy mojego sentymentalnie usposobionego Pierrota, o przejmującej bladości cery, jakby pokrytej warstwą bielutkiej krepiny naciągniętej na delikatność rysów. Towarzyszy mi niezmiennie, od lat moich nastoletnich, mimo zmieniających się adresów na kopertach i kolorów tła na ścianach. On niezmienny. Jeden z tych wizerunków, który pozostanie ze mną już na zawsze, bo mimo cichości w jakiej jest zatopiony, jednym spojrzeniem, wyraża tak wiele. Smutkiem przejmującego zamyślenia. Takie oczy z pewnością spostrzegają więcej, spoglądają głębiej. Tyle lat ze mną. Dobrze, że zachowa swoją zdolność w wiecznym milczeniu. Mam wrażenie, że jedno wypowiedziane na głos słowo, dźwięk odzwierciedlający dotkliwość zatrzymanych na źrenicy oka obrazów zburzyłoby misterność poukładanych płatków pobladłej róży na jego drobno wykrojonych ustach.
Pierrot i ja. To jedna z tych zażyłości, która opiera się na milczeniu, może na słowach zaledwie kilku, przysłowiowo wypowiedzianych do obrazu, kiedy sama przyjmowałam formę postaci spoglądającej na mnie z cienkiego płótna wyobraźni. Jak pożądliwie pragnęłam, wtedy, usłyszeć dźwięk choćby najkrótszej sylab, ujrzeć najdrobniejsze drgnięcie długich rzęs, wciąż mokrych od nieruchomych łez. Oczy Pierrota.
Oczy moje. Ostatnio, nieco załzawione od przemęczenia, przewlekłości skrycie rozwijającej się choroby i leczących je kropli, poczuły intensywniejszą pożądliwość widzenia. Nabrały jeszcze większego apetytu na uchwycenie we fragmentarycznym kadrze stop-klatki z życia wyciętej. Ta istota procesu, który towarzyszy mi od urodzenia, nabrała jeszcze istotniejszego znaczenia, unaoczniając jak ważne jest patrzeć dwojgiem oczu, przenikliwie, na najbardziej nawet powierzchowną przestrzeń wielowymiarowego świata. Próbując dotrzeć do podszycia, delikatnej materii spostrzegawczości opartej na instynktowym dostrzeganiu niewidzialnego. Dojrzeć do prawdziwej świadomości widzenia. Obracania obrazów.
"Oko - pisze Redon - jest niezbędne, aby wchłonąć elementy, które karmią naszą duszę, i jeśli ktoś nie rozwinął w pewnej mierze zdolności widzenia, widzenia właściwego, widzenia prawdziwego, jego inteligencja będzie niepełna. Widzieć to spontanicznie chwytać związki między rzeczami".
Słowa Odilona Redona przyoblekają się w wyrazistość znaczeń, w pełne poczucie nasycania siebie wielowątkowością sztuki, w domniemanym przewidzeniu prawdy znikającej pod powieką wyobraźni.
Znaleźć własne odbicie w oczach świata, w wypukłości cylindrycznej soczewki dostrzegając uwydatniające się "Inne obrazy" powstające pomiędzy zracjonalizowanym ostrowidztwem a niedowidzeniem. Nieostre, niejasne, niepewne. Obraz za szybą, w którym odbija się świat otaczający i my sami - ich widzowie. Obraz za mgłą, w którym kształty są trudno rozpoznawalne i niemal nic nie widać. Obraz, który niedoskonała pamięć rysuje pod powiekami. I pomieszanie obrazów zrodzonych z winy ułomności naszej mnemotechniki, z domysłów, ze skojarzeń. 
Te "Inne obrazy" dostrzegła i opisała Maria Poprzęcka w nagrodzonym zbiorze swoich esejów, które przedzierają się przez moje niedowidzenie, wdzierają w strukturę oka poddającego się finezji formy, płynności stylu i bogactwu rozważań nad rolą patrzenia, jako drogi do prawdy o sztuce. Kolejna dawka kropli w oczach, chwila oderwania od jakiegokolwiek wysiłku, by za chwilę z całą zachłannością zatopić się w rozważaniach o obrazach skłaniających do innego na nie spojrzenia. Podążenia za mnogością myśli skupionych w rozciągniętych warstwach malarskiej farby i artystycznej inwencji, aby uzyskać zdolność pozostania na dnie oka widza spoglądającego na obraz, zdobywającego umiejętność rozróżniania płaszczyzn barw, subtelności konturów i zespolenia przenikających się domysłów. Dotarcia do krawędzi niepostrzegalnego świata utrwalonego pomiędzy ścisłymi splotami włókien płótna nasączonego twórczym natchnieniem. Dorastania do "aktywnego widzenia", widzenia uruchamiającego świadomość wyobraźni, percepcję zmysłowej interpretacji przekazu i wykształcenia w sobie wrażliwości na akt, na czyn, powoływania dzieła malarskiego do jego indywidualnego, odrębnego życia, ożywienia między tęczówkami oczu, nawet za cenę zaburzenia dotychczasowego "porządku widzialności". Zmieniającego torowość naszego myślenia o sztuce, poddającego obróbce materię naszego spostrzegania, dokonując swoistego studium nad odkrywaniem własnego pojmowania artystycznych zamysłów twórców, doznać zjawiska swoistego "ucieleśnienia się obrazu, zawierzając Wolfgangowi Welschowi, że to sztuka właśnie jest modelem do opisu rzeczywistości.
Obrazy nie istniałyby bez naszego spojrzenia, bez niego byłyby one czymś innym lub w ogóle niczym. Wyposażone są wszakże w ów osobisty sens, który wyłącznie my sami możemy im nadać.
Jak wiele par oczu, tak wiele obrazów w ich najliczniejszych odsłonach. Zindywidualizowanych, ujętych w ramach naszej własnej interpretacji, uwypuklającej wieloznaczność działa, które nie miałoby racji bytu bez tych niewielkich zwierciadeł duszy, w których znajdują swoje odbicie. Może czasem zniekształcone, odmiennie mieniące się przygasłymi półcieniami albo wyostrzone nadmiernie dostrzeganą intensywnością barw, na granicy tego, co rzeczywiste i tego, co jest doświadczalne jedynie za pomocą zmysłu proporcji, wedle własnego poczucia estetyki opartej na osobistej wrażliwości i wykształconej umiejętności patrzenia nie tylko oczami, ale także poprzez oczy. Tak, by widziany obraz mógł przeniknąć do rdzenia naszego spostrzegania, nie zatrzymując się jedynie na powierzchni oka, nie utknąwszy między wygiętymi szczebelkami rzęs, ale docierając do soczewki uaktywniającej zdolność odwróconego widzenia obrazu.
Tylko co, jest wtedy tym obrazem rzeczywistym?

"Inne obrazy" Maria Poprzęcka
wyd. słowo / obraz terytoria, Gdańsk 2008
Nagroda Literacka Gdynia w kategorii: Esej




Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...