Szybciej niż oddech zdoła się narodzić

Świat przemija obok mnie szybciej niż oddech zdoła się narodzić w mojej wątłej piersi. Pęka niczym bańka mydlana w nieuchwytności swojego kształtu rozpływającego się ciężkim westchnieniem. Dni tygodnia zlewają się ze sobą tworząc długie wstążki łączące sobą odległe miasta i moje oddalające się od siebie pragnienia niełatwe do splątania kokardą ulotnych skrzydeł obumarłego motyla.
Ciągle w drodze. Obrazy za oknem płowieją wraz ze zmieniającą się aurą, jakby osiadała na nich warstwa spopielonego dnia, resztką mgły przemijającej zbyt pośpiesznie chwili niezdolnej do zatrzymania się na koniuszkach rzęs. Tylko łzy zmęczenia iskrzą w ciemności nocy. I już nie wiem czy to stukot kół pociągu czy to moje serce tak mocno uderza w niepokojącym drżeniu nieopuszczającego mnie pośpiechu. Szukam po omacku wyrazistości kolejnego dnia. Dosłowności granicy przekraczanej w połowie drogi między sobą i kimś zgoła mi nieznanym. Niedowidząc kształtów, nie czując smaku poranka ani gorzkiej ciemności nocy.
Coraz mocniej zakochuję się w Macieju Niemcu. Wyznanie. Zatracam w jego poezji skrawki nieprzypisanych do żadnej czynności chwil, jak do ułamków draśniętych na tarczy skrzypiącego zegara i rozbijających się o głuchość podłogi startej mnogością niezatrzymanych, w żadnym zarysie, śladów stóp przechodniów całkiem sobie obcych. Porzucone w pośpiechu kapcie szurają niemrawo w stronę oddalenia od domowego zacisza. Duszność małego przedziału. Chowam przygaszone spojrzenie pomiędzy jaśniającą biel kartek tomiku wierszy szukając nienasyconego stanu pragnienia, przeżycia oddechu zrodzonego w spokojnym uniesieniu się ponad niecierpliwością dogonienia samej siebie.

Kawiarnia, chwilowa przystań
pomiędzy hałasem bulwaru
i samotnością wieży.

Za wielkimi szybami ruchliwy labirynt miasta,
ludzki, więc wytłumaczalny.

Nie usiąść naprzeciw lustra.
Nicość to brak uwagi,
formy i pustka są pełne siebie

albo przestają istnieć,
a pobliski świat
nie przestaje być obcy i niezależny od nas,

jego wszechobecne nada
w tym lub innym nierzeczywistym mieście

otwiera powieki jak przejścia doniką

albo przemienia się w widzialny konkret,
świadczący, że jest się skazanym
na uwagę.
Powiedziałeś kiedyś:
- Prawdziwi ludzie się nie zmieniają. -

Tak, nie zmieniają się nawet
nieprawdopodobnie, jak gdyby nasze gesty pozostawały
przywiązane w jakimś lustrze.

Także rzeki się nie zmieniają: tylko książki -
nie można przeczytać dwa razy tej samej książki.

Kawiarnia to rozmowa,
a głosy wokół rozgrzewają jak wino.

Jesteś tak ważny,
że rozmawiając z tobą, bywałem roztargniony.

Mówimy o wielkich ciemniejących szybach, o tym,
co można zobaczyć, kiedy widać mało,

gdzieś w okolicy Solfeerino, kiedy jeszcze świeci słońce
i zapalają się latarnie.

Maciej Niemiec Kawiarnia
z tomiku wierszy "Stan nasycenia"
wyd. Seria Poetycka "Zeszytów Literackich", Warszawa 2012

4 komentarze:

  1. "Dogonienia samej siebie"... - czy to jest w ogóle możliwe? Ciągle od siebie wymagam, nie stoję w miejscu, a jednak stoję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chciałaym samą siebie ująć za ręce i zatrzymać na moment. Nie dosięgam... Serdeczności :)

      Usuń
  2. Ładny wiersz:))) Bardzo pasuje do obecnej pory roku. W taki czas lubię atmosferę małych, przytulnych kawiarenek i rozmowę z kimś ciepłym, kto nie uświadamia mi za bardzo mych własnych niedoskonałości. Pozdrawiam Cię Małgosiu i życzę przyjemnego tygodnia:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesiennych kawiarenek i ciepłych rozmow pragnie się o tej porze roku :) ściskam Cię z całego serca Genevieve :)))

      Usuń

Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...