Genesh w Kalkucie

W zakurzonych skrzyniach drobne kamienie
sprzed milionów lat, kości dinozaurów,
szkielety myszy, ledwie opisane,
żółw bez głowy i kołnierza,
jego pancerz wygląda jak kocioł,
w którym na ulicy bieda gotuje się
na otwartym ogniu.
Pachnie jak w szkole w Berlinie,
gdy nie wiedziało się, jaki sens
ma oglądanie kości, krzemienie, toporne grzebienie,
którym ewolucja czesała się
bez powodzenia. Tutaj, w muzeum w Kalkucie,
staje się dla mnie jasne, że to nasze kości
prażą się w skrzyniach. W rogu
gruby bóg z głową słonia,
śmiejąc sie, mówi do swojego telefonu:
Nie należymy do nikogo. Już nawet nie do samych siebie.

 Muzeum Narodowe w Kalkucie
Michael Krüger 
122 Zeszyty Literackie, lato 2013


4 komentarze:

  1. To mój ulubiony hinduski bóg. Wystarczy wiedzieć komu patronuje. :) Bardzo piękny wiersz. Wiem, że dawno mnie tu nie było, ale pozdrawiam cię szczególnie miło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Małgosiu, miło jest podążać za Tobą, melancholijną, zadumaną ścieżką, po różnych kontynentach, zadumanych światach. Serdeczności przesyłam :--)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło Cię mieć przy sobie :) Serdeczności Dominiczko!!

      Usuń

Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...