Weszłyśmy do
domu. Zapaliła światło - w przedpokoju zaczynały się półki z książkami i
ciągnęły się w głąb mieszkania. Zauważyła moje spojrzenie.
- To jest
biblioteka mojego zmarłego męża. Czytał w pięciu językach. Tu jest masa książek
o sztuce. Trzeba znaleźć godne ręce, w które można by to wszytko przekazać...
I tak czekają
niezliczone książki lgnąc do rąk, samoistnie. W jakiś szczególny sposób
mając umiejętność zwrócenia na siebie uwagi, na tyle, by już nie móc wyjść bez nich z księgarni, ale przygarnąć, oddać odrobiny z własnego skrywanego ciepła, pełnej akceptacji. Tej nieuchwytnej dozy urzeczenia, fascynacji.
Skusiłam się.
Krótkie przekartkowanie, ukradzionych naprędce parę zdań, których już nie chce
się zostawić w anonimowym bez-brzmieniu. Zachłanne wyczytywanie drobnych
fragmentów, które urastają do zaczątku niezwykłych opowieści, od razu stając się
cieniem naszych stóp, drepcząc cichutko szelestem kartek jeszcze ściśniętych sznurowadłami naszych tętnic wypełnionych oczekiwaniem. Kartek pragnących powietrza, oddechu, rozwinięcia łączącego w sobie wielość
istnień, wydarzeń, postaci rozrzuconych na mapie historii i własnego jestestwa. Gdzieś na
granicy życia i śmierci, w szczelinie przetrwania i wewnętrznej przemiany, niezgody na
zapomnienie i potrzeby zgłębienia własnej przynależności.
Wzięłam do rąk. Istny wielokolorowy kalejdoskop drobnych, rozbitych szkiełek tkwiących w sercach, krążących w krwioobiegu, podrażniających wrażliwość i kaleczących, a jednocześnie składających się na rodzaj harmonijnego obrazu. Tworząc układankę z rozsypanych puzzli, gdzie każdy kawałeczek jest unikalny, odmiennie wykrojony, ale przyłożony jeden do drugiego stwarza spójną całość z widzialną i odczuwaną własną odrębnością. Nie gubiąc swojej tożsamości. To rodzaj mozaiki składającej się z drobnych kamyków, odłamków, ziarenek piasku, kamieni szlachetnych i tych całkiem pospolitych, razem dających pełnokrwisty, wyrazisty portret czasów i ludzi przesiąknięty wspomnieniami, wyznaniami wyciągniętymi z zakamarków pamięci, oderwanych spomiędzy linijek zapisanych dzienników i zdrapanych z powierzchni pożółkłych listów. Wysłuchanych i skrupulatnie notowanych, dla potomnych, dla przyszłości.
Świadectwa istnień.
Ulicka zanurza się w świat myśli swoich bohaterów i rejestruje, jak śmierć przecina życie, przeszłość nie odstępuje teraźniejszości, a stary świat wciąż przenika do naszego. To wspaniale napisana powieść, ale też opowieść filozoficzna i głęboka analiza historyczna. Jest to patchwork, złożony z listów, dzienników, nagranych rozmów, oficjalnych pism i protokołów przesłuchań.
Wzięłam do rąk. Istny wielokolorowy kalejdoskop drobnych, rozbitych szkiełek tkwiących w sercach, krążących w krwioobiegu, podrażniających wrażliwość i kaleczących, a jednocześnie składających się na rodzaj harmonijnego obrazu. Tworząc układankę z rozsypanych puzzli, gdzie każdy kawałeczek jest unikalny, odmiennie wykrojony, ale przyłożony jeden do drugiego stwarza spójną całość z widzialną i odczuwaną własną odrębnością. Nie gubiąc swojej tożsamości. To rodzaj mozaiki składającej się z drobnych kamyków, odłamków, ziarenek piasku, kamieni szlachetnych i tych całkiem pospolitych, razem dających pełnokrwisty, wyrazisty portret czasów i ludzi przesiąknięty wspomnieniami, wyznaniami wyciągniętymi z zakamarków pamięci, oderwanych spomiędzy linijek zapisanych dzienników i zdrapanych z powierzchni pożółkłych listów. Wysłuchanych i skrupulatnie notowanych, dla potomnych, dla przyszłości.
Świadectwa istnień.
Ulicka zanurza się w świat myśli swoich bohaterów i rejestruje, jak śmierć przecina życie, przeszłość nie odstępuje teraźniejszości, a stary świat wciąż przenika do naszego. To wspaniale napisana powieść, ale też opowieść filozoficzna i głęboka analiza historyczna. Jest to patchwork, złożony z listów, dzienników, nagranych rozmów, oficjalnych pism i protokołów przesłuchań.
Ludmiła Ulicka ujęła to wszystko w jeden krąg wzajemnych powiązań tłumacząc, rozwijając pętelki, sploty, zawiłości, sprowadzając z odległych kontynentów fragmentaryczne wydarzenia, które pod jej piórem stają się tym, co najważniejsze: wartością ludzkości. Prawdy o człowieczeństwie i jego odmiennych obliczach, niełatwych wyborach. Za przewodnika obierając sobie Daniela Steina. Żyda, tłumacza w gestapo, późniejszego partyzanta, którego przeznaczenie wysyła do Hajfy, gdzie w habicie karmelity zakłada chrześcijańską wspólnotę przygarniającą wygnańców losu, wygnańców z własnego życia. Pokutujących za, nie tylko swoje własne, grzechy rozbitków z przeróżnych wysp historii, podejmujących najważniejsze decyzje w sprawach życia i wiary.
Sama autorka "Daniela Steina, tłumacza" wyznaje:
Nie jestem prawdziwym pisarzem, a ta książka nie jest powieścią, lecz kolażem. Nożycami wycinam kawałki z mojego własnego życia, z życia innych osób i sklejam "bez kleju" - cenzura! - "żywą opowieść na strzępach dni".
Wytnę, i ja, kawałek z własnego, by pozwolić sobie na przeniknięcie życiem innych, naznaczonych, wybranych, wyrzutków i ułaskawionych, uczących oderwania się od cierpienia i bólu, szukających usprawiedliwienia, prawdy, zrozumienia, uliczki wiodącej do poznania siebie. W niezliczonych tomach książek, pod brązem habitu stającego się kawałkiem życiodajnej ziemi, zanurzając się w tajemnicy judaizmu, wchodząc w sferę niematerialnego bytu, szukając przymierza między ludźmi i wyrokami losu, wyglądając z ciekawością poza nasze własne getta przynależności.
Sama autorka "Daniela Steina, tłumacza" wyznaje:
Nie jestem prawdziwym pisarzem, a ta książka nie jest powieścią, lecz kolażem. Nożycami wycinam kawałki z mojego własnego życia, z życia innych osób i sklejam "bez kleju" - cenzura! - "żywą opowieść na strzępach dni".
Wytnę, i ja, kawałek z własnego, by pozwolić sobie na przeniknięcie życiem innych, naznaczonych, wybranych, wyrzutków i ułaskawionych, uczących oderwania się od cierpienia i bólu, szukających usprawiedliwienia, prawdy, zrozumienia, uliczki wiodącej do poznania siebie. W niezliczonych tomach książek, pod brązem habitu stającego się kawałkiem życiodajnej ziemi, zanurzając się w tajemnicy judaizmu, wchodząc w sferę niematerialnego bytu, szukając przymierza między ludźmi i wyrokami losu, wyglądając z ciekawością poza nasze własne getta przynależności.
Ludmiła Ulicka Daniel Stein, Tłumacz
wyd. Świat Książki, Warszawa 2012
oj dlugo mnie tu nie bylo ;-) a tu nowa oprawa graficzna... pieknie, a slowa jak zwykle malowane po mistrzowsku... przeszlosc i jej wielkosc trzeba miec w sobie i caly ten skarb wynosi sie z domu... ja mam tego niewiele i czym jestem starsza tym bardziej siegam do korzeni i pewne sprawy zaczynaja mnie zastanawiac... temat
OdpowiedzUsuńna dluga rozmowe... pozdrawiam serdecznie
Oj długo, ale jak miło, że już jesteś :) przeszłość wciąż stoi za naszymi plecami, trzeba się po prostu za siebie obejrzeć. Ja od dłuższego czasu wciąż czegoś szukam, może siebie prawdziwej, takiej od podszewki... ale faktycznie to temat na długą rozmowę, a ja chyba jeszcze sama ze sobą do końca szczerze nie porozmawiałam, wciąż... serdeczności przesłam
Usuńto najwazniejsza rozmowa jaka musimy przeprowadzic...ze soba samym...jestem w trakcie i moze dlatego lubie tu przychodzic. twoje slowa, glebia tematu, przeszlosc ktora cie tak fascynuje, czasem bardziej od codziennego smaku chleba... dzieki , ze mnie goscisz
Usuńto ja dziękuję, że tu bywasz, a swoją drogą to też rodzaj rozmowy :) serdeczności
UsuńLubię książki biograficzne, gdyż zawsze ukazują one kawałek prawdziwej historii i prawdziwych ludzkich emocji, których nie jest w stanie oddać najlepsza nawet fikcja. Pozdrawiam Cię Małgosiu najserdeczniej i życzę przyjemnego weekendu:)))
OdpowiedzUsuńGóry zostawiałam i już jestem, i dziękuję za Twoje odwiedziny Genevieve :)) Ściskam Cię najserdeczniej już ze wsi mazowieckiej. Dużo ciepełka życzę :)))
UsuńMałgosiu, potrafisz tak pięknie, ciekawie, z zaangażowaniem pisać o literaturze, o książkach, o postaciach w nich mieszkających, o poruszanych tam problemach, o niezwykłej atmosferze stworzonej przez autora, że i ja szelest tych właśnie kartek zapragnęłam usłyszeć. Pozdrawiam Cię Małgosiu serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że choć odrobinkę z tych moich literackich podróży mogę zapisać i największą radość sprawia mi możliwość dzielenia się nimi. Tak się cieszę, że dzielę je także z Tobą Dominiczko. Najpiękniej dziękuję za to wspólne wędrowanie po słowach :) Uściski :)))
UsuńLudzki fenomen objawić się mógł
OdpowiedzUsuńDzięki umiejętności wymowy słów
Wzmocniony przez manualne zdolności rąk
Przejawił się w postaci ksiąg
Dlatego zdolność zapisywania mowy
Dała ogromne szanse człowiekowi
Gdybyśmy pisać nie umieli
Jeszcze w jaskiniach byśmy siedzieli
Pozdrawiam serdecznie , nie wyobrażam sobie życia bez książek.Książka to najlepszy, najwierniejszy przyjaciel ,zawsze ma czas wiedzę i dobrą radę ,jest cierpliwa i się nigdy nie obraża ale nie można przesadzać, trzeba jeszcze żyć i tą cudowną wiedzę w życiu zastosować.:))
Książka, dla mnie, to jedna z ważniejszych cząsteczek mojego życia i bez niej nie wyobrażam sobie mojej codzienności. Wprowadza kolor, energię, mądrość, ciekawość, zauroczenie - jest najpiękniejszych urozmaiceniem. Może przesadzam :) ale są chwile kiedy to w nich czuję się najbezpieczniej i najstabilniej, są dla mnie ucieczką i powrotem jednocześnie :) Molekułko, dziękuję za wiersz, za Twoją obecność i myśli którymi się dzielisz. Serdeczności :))
Usuń