Wjechałam do miasteczka S. Stary szyld zaskrzypiał boleśnie. Rudo-brunatne drobinki rdzy opadały wbijając się szpileczkami wspomnień pod powieki, jak ziarenka piasku przywianego znad wzburzonego morza. Ogrom nagłego chłodu, przybladłego od smutku wił się wąskimi uliczkami, okrążał blady rynek miejski szumem liści z dawno ściętej, rozłożystej wierzby. W oddali czekała wieża neogotyckiego kościoła przenikniętego zapachem kadzidła.
Przejrzystość smutku zatrzymała się przed niewielką furtką, za którą roztaczała się sylwetka starego domu. Ganek przymilkł oddalając od siebie gwar minionych dawno lat. Zniknął zapach rumianych jabłek i smak ciepłego mleka przynoszonego rankiem z pobliskiej mleczarni. Znajome huśtawki nawet nie drgnęły. Niskie kamienice wydały się przytłaczająco wysokie rzucając cień na niewielkie drzwi, przy których nieruchoma klamka już nie ugnie się pod Jej łagodną dłonią. Tą, która pierwszy raz pokazała mi wzór haftu wyszytego kordonkiem na gładkiej poszewce poduszki i poprawiała pierwsze, niezgrabne ruchy moich palców próbujących ujarzmić smukłość igły i giętkość kolorowych nici. Nad ranem już nie usłyszę drew dorzucanych do wysokich kaflowych pieców, dla podtrzymania wewnętrznego ciepła rozchodzącego się po sercu każdego, kto mógł przekroczyć próg tego rodzinnego domu. I choć z czasem kaflowe piece ustąpiły miejsca elektrycznym, to ciepło zawsze iskrzyło, było niezmiennym płomieniem wzajemnej miłości wypełniającej zakątek każdego pokoju.
Nie zdążyłam podziękować, że pozwoliła mi poczuć się cząstką swojej rodziny. Dała poczucie przynależności. Sama będąc jej siłą, tradycją i gwarancją niepodważalnych wartości. Wychowując kilka pokoleń przedszkolaków, nauczała ich nienagannych manier, poruszania się w życiu z szacunkiem dla innych. Godności. Sama pozostając jego niedościgłym wzorem.
Przyszłą wiosną róże w jej ogrodzie już nie będą równie barwne, bo zabraknie najpiękniejszej z nich. A ja spróbuję, znowu po latach, wyhaftować na poszewce poduszki kwiat, który nigdy nie zwiędnie, chowając między jego płatkami czułość moich wspomnień o Cioci Hani, i rodzinnym domu w miasteczku S.
Jak Ty wszystko cudnie obracasz w słowa, nawet wspomnienia. Ostatnio często do mnie wracają zapachy z dzieciństwa, przypominam sobie coś nagle i jest mi błogo. Bardzo lubiłam piec kaflowy z fajerkami u mojej babci, którego też już nie ma - nowoczesność wkracza wszędzie. Wszyscy na nim siadali:)A babcine jabłka z ogrodu i marmolada z nich smakują najlepiej, szarlotka i pączki w jej wykonaniu też były wspaniałe, od lat już nie piecze schorowana. wczoraj ogladalam album ze zdjęciami, które wykonałam lata temu. Kiedyś żwirowa prosta droga z wierzbami zmieniła się na asfalt, a niektóre drzewa wycięto. Wszystko się zmienia...
OdpowiedzUsuńUjęłaś mnie haftem:) Bardzo lubię ten rodzaj robótek, choć płaskiego nie próbowałam jeszcze.
Miłej niedzieli:)
Ciężko było sklecić tych kilka wspomnień mając świadomość, że teraz już tylko one pozostały, ale dobrze, że ma się choć takie urywki dawnych chwil, które wnoszą w obolałe stratą serce odrobinę ciepła. Dużo słońca Ci życzę na nowy tydzień, niech będzie doskonałym haftem ubarwiającym każdy dzień.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:)
Usuń:))
UsuńKochana Małgosiu, bardzo mi przykro z powodu odejścia Bliskiej Ci Osoby. Jednak pozostanie Ona na zawsze w Twych czułych wspomnieniach a ciepło, którego zaznałaś będzie na długo Cię ogrzewać. Przytulam Cię mocno i całuję...
OdpowiedzUsuńDziękuję Genevieve. Wspomnienia są niezwykłym darem, który pozwala przywoływać Tych, których przy nas nie ma, chociaż pustkę trudno nimi zapełnić. Ale masz rację, ważne by ciepło zaznane i doświadczone dzięki Bliskiej Osobie chronić w sobie jak najdłużej. Ucałowania.
UsuńCiocia Hania była zapewne niezwykłą osobą, pełną wrażliwości i czułości dla małych postaci szczególnie.. dla Ciebie Małgosiu jak się domyślam była, jest, niezwykle ważna. Zachowaj te najpiękniejsze chwile w medalionie wspomnień. Ściskam mocno, pozdrawiam Dominika
OdpowiedzUsuńDominiczko, dziękuję za Twoją wrażliwość i czułość. Najmocniejsze uściski.
Usuń