Odsłona nowego dnia powoli rozchyliła się łagodnym krojem profilu dodając płynności budzącemu się porankowi. Jak rozchyla się usta, by posmakować pierwszego pocałunku miłości. Wyjrzałam na nowy dzień w poszukiwaniu promyków słońca, nie tylko tego
tańczącego w baletkach w ogrodzie, z gracją unoszącą się w
takt oddechu poranka spódniczką pełną zwiewnych falbanek, ale także tego
rozbudzającego się w sercu, rozpromieniającego przytłumione
pragnienia.
Jak ująć w dłonie nowy dzień? Wydaje się być kruchy, jeszcze niepewnie stojący na swoich drobnych stópkach próbujących odcisnąć swój ślad na kolejnej kartce kalendarza. Tej, która sfrunie łagodnie po przekroczeniu granicy północy, by ustąpić miejsca kolejnej, z nowym zapisem, nowym szyfrem liczb. Powtarzalnym, a jednocześnie przynoszącym zawsze coś nowego, dotąd niedoświadczonego. Niektóre z tych kartek chciałoby się zatrzymać na dłużej, cienką szpilką przymocować do ściany, jak rozpostarte skrzydłach umarłego motyla, jak pozostający na zawsze ślad po starym zdjęciu, na którym rysy twarzy straciły na swojej ostrości, ale nie zaniknął dawny uśmiech. Grymas unoszący, na niteczkach zmarszczek, kąciki ust niczym łódeczkę na falach pogodnego morza. Kołyszącego się falami zmiennych nastrojów, kalecząc się o wyboiste brzegi, rozpryskując o skaliste wzniesienia niepokonanego lub wtapiając się w złote ziarenka piasku przesiąknięte ciepłem przenikliwego spełnienia.
Prawdziwy koniec Lata. Pierwszy dzień Jesieni. Szelest spadających liści, zmieniających swoje zabarwienie, rumieniących się szczerym zawstydzeniem nad własną kolorystyczną przewrotnością. Może teraz dni będą bardziej esencjonalne, wyrazistsze, pełną paletą barw i uczuć osiadające na szczebelkach rzęs, próbując przeniknąć pod powiekę, dnia chowającego się za drganiem firanki poruszonej chłodniejszym podmuchem wiatru.
Wiesz, nie o tym chcę mówić w złociste niedziele,
Co się dzieje na niebie (patrz z mojego okna),
Nie o tym, że śnieg pada, że nuda okropna -
A innych słów mi braknie, choć chcę mówić wiele.
Patrz - jedwabne powozy zielone i żółte
Mkną ulicą, we mnie cicho jak w kościele.
O, kiedyż tak naprawdę opowiem niedzielę:
Późne wstanie, śniadanie i chrupiącą bułkę.
O, nudo nieskończona, która jak bandaże
Owijasz wszystkie barwy, drżące w mojej głębi,
Twój powijak upału nie zgasi, choć ziębi,
I najgłębszej radości z duszy mi na zmaże.
Jak ująć w dłonie nowy dzień? Wydaje się być kruchy, jeszcze niepewnie stojący na swoich drobnych stópkach próbujących odcisnąć swój ślad na kolejnej kartce kalendarza. Tej, która sfrunie łagodnie po przekroczeniu granicy północy, by ustąpić miejsca kolejnej, z nowym zapisem, nowym szyfrem liczb. Powtarzalnym, a jednocześnie przynoszącym zawsze coś nowego, dotąd niedoświadczonego. Niektóre z tych kartek chciałoby się zatrzymać na dłużej, cienką szpilką przymocować do ściany, jak rozpostarte skrzydłach umarłego motyla, jak pozostający na zawsze ślad po starym zdjęciu, na którym rysy twarzy straciły na swojej ostrości, ale nie zaniknął dawny uśmiech. Grymas unoszący, na niteczkach zmarszczek, kąciki ust niczym łódeczkę na falach pogodnego morza. Kołyszącego się falami zmiennych nastrojów, kalecząc się o wyboiste brzegi, rozpryskując o skaliste wzniesienia niepokonanego lub wtapiając się w złote ziarenka piasku przesiąknięte ciepłem przenikliwego spełnienia.
Prawdziwy koniec Lata. Pierwszy dzień Jesieni. Szelest spadających liści, zmieniających swoje zabarwienie, rumieniących się szczerym zawstydzeniem nad własną kolorystyczną przewrotnością. Może teraz dni będą bardziej esencjonalne, wyrazistsze, pełną paletą barw i uczuć osiadające na szczebelkach rzęs, próbując przeniknąć pod powiekę, dnia chowającego się za drganiem firanki poruszonej chłodniejszym podmuchem wiatru.
Wiesz, nie o tym chcę mówić w złociste niedziele,
Co się dzieje na niebie (patrz z mojego okna),
Nie o tym, że śnieg pada, że nuda okropna -
A innych słów mi braknie, choć chcę mówić wiele.
Patrz - jedwabne powozy zielone i żółte
Mkną ulicą, we mnie cicho jak w kościele.
O, kiedyż tak naprawdę opowiem niedzielę:
Późne wstanie, śniadanie i chrupiącą bułkę.
O, nudo nieskończona, która jak bandaże
Owijasz wszystkie barwy, drżące w mojej głębi,
Twój powijak upału nie zgasi, choć ziębi,
I najgłębszej radości z duszy mi na zmaże.
wiersz Jarosława Iwaszkiewicza Niedziela
"Wiersze tom I - Ksiąga dnia i księga nocy"
wyd. Czytelnik, Warszawa 1977
Owe barwy jesieni już widać szczególnie w lesie, który wczoraj nawiedziliśmy. Zapach ziemi, wspaniała kolorystyka, to nic, że mżyło, było cudnie. Słońce będzie jednak podkreślać kolorystykę:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności
To piękny spacer mieliście :) U mnie w ogrodzie też roślinność dostaje rumieńców i promienieje ciepłą aurą nawet kiedy mży :) Dużo słońca życzę :))
UsuńDziękuję, Tobie również:)
UsuńMałgosiu, każde Twoje słowo jest niczym kolorowy, jesienny liść, falujący na wietrze, piękny choć pełen melancholii, kołyszący się na fali przemijania, smutku.. Fali filozoficznej pełnej pytań i braku odpowiedzi... A jesień jest przecież tak zagadkowo piękna... Serdeczności przesyłam, Dominika
OdpowiedzUsuńDroga Dominiczko, przepraszam, że dopiero dzisiaj dziękuję za tak miłe słowa, ale te pierwsze dni jesieni przyniosły ze sobą smutne dla mnie wiadomości.
UsuńŚciskam Cię najserdeczniej i życzę piękna złotej jesieni. Ucałowania.
Kolory jesieni zawsze mnie zachwycały...Mimo chłodu i zbliżającej się zimy trudno nie ulec urokowi tej pory roku. Dziękuję za wiersz p. Jarosława...nie znałam go. Pozdrawiam Cię Małgosiu najserdeczniej i życzę pięknych, jesiennych dni:)))
OdpowiedzUsuńTak, jesień jest zachwycająca i trudno jej nie ulegać, chociaż czasami wobec różnych okoliczności blednie, traci na swoim kolorze. Pierwsze jej dni zszarzały, dla mnie, ale Tobie życzę, aby promieniały ogniście i barwnie. Ucałowania Droga Genevieve.
UsuńMnie bardziej zauroczył Twój tekst ,niż wiersz mistrza .Twój tekst jest bardziej poetycki i kolorowo zwiewny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wielu takich cudownych poranków :))
Molekułko, dziękuję za Twoje zauroczenie, ale poezja Pana Jarosława jest niedościgła, gdzież by ją ścigać taką nieudolną prozą. Poranki niestety ostatnio przysmucone, ale dziękuję za życzenia pełne cudowności. Przyjdą. Pozdrawiam Cię najserdeczniej życząc dużo jesiennego rozpromienienia.
Usuń