Niematematyczna stała

Ostatnie dwa tygodnie minęły mi na małej powierzchni, nadszarpniętej, wyszczerbionej, zupełnie nie w formie, wręcz w pewnej deformacji niedomagania utkwionej. Można rzecz, że te dni były istnym Mrożkowskim "dziobaniem życia”. Jakbym była zdolna uszczknąć jedynie rąbek z wszechogarniającej rzeczywistości, ziarnko po ziarenku, przełykając je bez zachłannego delektowania się przeżywaniem. I chociaż doceniam ten czas spowolnienia, wymuszonego zatrzymania, którego mi brakuje w codziennym zabieganiu, to z upływem lat coraz bardziej żal mi każdej chwili, której nie mogę pochwycić pazernie, napawając się nią bez umiaru. Tego uczucia wręcz pożądliwego rozkoszowania się każdą mijającą sekundą, żłobiącą przestrzeń mojego własnego odczuwania. 
Pora  zatem już na powrót do wystartowania w biegu długodystansowca, przynajmniej dopóki nie potknę się o kolejną niesprzyjającą okoliczność czającą się za rogiem, zdradziecko. Ale to zapewne przez przykrótkie nóżki, przykrótki wzrok niedowidzący tego, co czeka dalej niż na wyciągnięcie ręki. Może lepiej niedowidzieć?
Nowy dzień. Poranek rozprostowujący senne zagniecenia rozciągając prześcieradło jak zasłonę nieprzeniknionej tajemnicy stojącej u progu domu, by parę godzin później dojrzeć do przekształcenia się w impresjonistyczny obraz popołudnia. Nieuchwytny w swojej niewyrazistości, przeglądający się w oczach przechodniów chowających się pod rozłożystym parasolem niepogody. Spostrzegających swoje odbicie w granicach małych krążków rozkładających się powolnym, majestatycznym ruchem niczym chiński wachlarz. 
Poszarzało, przybladło.
Przyglądam się książkowym zaległościom piętrzącym się na stoliku, niczym biblijna wieża Babel. Wszak każda z nich mówi innym językiem, odmiennym dialektem, próbując wynieść czytelnika na wysokość, wystarczającą, by objąć całość jej przekazu, ponad doczesność i wszelką próżnię, by dostrzec głębię uśpioną pod ciężką oprawą, można by rzecz 'przykrywką' do tego, co w niej najwartościowsze. Moja prywatna wieża Babel. Także w aspekcie nierealności, niemożności ukończenia zaplanowanej lektury, bo zdaje się, że niemożliwym jest przeczytanie wszystkich książek kuszących swoją kreacją, tą delikatną materią literackiego jestestwa, rdzenia egzystencji w nieprzewidywalnej przyszłości mojego czytelniczego bytu. 
Książka. Pewna, bynajmniej niematematyczna stała, constans, niezmienna gwarancja swoistego ravissement. I chociaż nie każda staje się tą, kolejną-jedyną, niezapomnianą, podarowującą 'nowe życie', to każda bezbronnie przenosi na kawałek upragnionej, czytelniczej samotności. Poddając nas jej kierownictwu duchowemu. Takimi przewodnikami, niewątpliwie, stają się książki nominowane do Literackiej Nagrody NIKE. W tym roku, w finałowej siódemce znalazły się:
  • Krystyna Czerni, "Nietoperz w świątyni. Biografia Jerzego Nowosielskiego", Znak, Kraków
  • Andrzej Franaszek, "Miłosz. Biografia", Znak, Kraków
  • Filip Springer, "Miedzianka. Historia znikania", Czarne, Wołowiec
  • Małgorzata Szejnert, "Dom żółwia. Zanzibar", Znak, Kraków
  • Marek Bieńczyk, "Książka twarzy", Świat Książki, Warszawa
  • Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, "Imię i znamię", Biuro Literackie, Wrocław
  • Magdalena Tulli, "Włoskie szpilki", Nisza, Warszawa
I nie ma znaczenia, dla mnie, która z nich będzie tą jedyną, kolejną, nagrodzoną. Moje serce bije dla Andrzeja Franaszka i jego, napisanej onieśmielająco pięknie, przenikliwie, biografii Czesława Miłosza, zostawiając sobie jednocześnie kawałeczek przestrzeni dla "Książki twarzy" Marka Bieńczyka, który niedawno, melancholijnie wślizgnął się do galerii moich literackich fascination.



Nie przychodzi mi nawet do głowy, że wiem "wszystko" o życiu - jeśli mogę tak go nazwać - swojego bohatera, wydaje mi się też, że nie odczuwam chęci górowania nad nim, o której chętnie pomawia się biografów. Wiele jest jeszcze faktów, które zostaną rozjaśnione, i takich, które na zawsze pozostaną w ukryciu. Czasem nie zgadzam się z Czesławem Miłoszem, jednak bez zamiaru "osądzania" go, mając świadomość, że nic łatwiejszego niż komentować czyjeś decyzje z bezpiecznego dystansu. Zresztą najtrudniejsze wydaje mi się co innego. Łatwo odnaleźć potknięcia, jak jednak oddać geniusz?Ten moment, gdy nad niepewnością, udręką, pokusami zawisa niedosiężna nuta, linia słów? Może nie da się go opisać, można tylko odrywać na własną rękę.


Andrzej Franaszek "Miłosz. Biografia"
wyd. Znak, Kraków 2011


6 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa jestem książek, które piętrzą się w Twoim stosiku. Coś tak czuję, że bardzo spodobałyby mi się:)Rzeczywiście niemożliwością wielką jest,przeczytanie wszystkich ksiązek, które chciałoby się. Wpływają na to różne czynniki: cena, gusta, które z biegiem lat ulegają zmianie i kształtują się w zależności od okoliczności środowiskowych, estetyka formy jaką sobie upodobamy w danym czasie. wystarczy jednak, że czytamy ten maleńki ułamek tego, co chcielibyśmy przeczytać:)
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  2. 'Listy Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów', dwie książki Janiny Katz: "Pucka" i "Moje życie barbarzyńcy", II tom dzienników Mrożka, Dzienniki Gombrowicza, "Inne obrazy" Marii Poprzęckiej, II tom Dzienników Eugene'a Delacroix, Przewodnik literacki po Krakowie i Małopolsce, oto te w pierwszej kolejności czytania:) a do listy dopisuję przecież książki które i Ty polecasz u siebie :)) gdyby tak jeszcze pakiet czasu dodatkowego był dostępny z każdą książką. Serdeczności :))

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, ale mi się podoba niezmiernie:)Tylko zaszyć się pod kocem z kubkiem wielgachnym wyśmienitej herbaty i czytać w tle z dobrym podkładem muzycznym lub bez:) marzenie:))Delacroix i Listy Iwaszkiewiczów oraz książkę prof. Poprzęckiej chciałabym przeczytać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyśmienita herbata i dobry podkład muzyczny niezbędne :) Smakowitego tygodnia życzę :))

      Usuń
  4. Małgosiu, piękny stosik książek do przeczytania, może i mnie uda się dotrzeć do tych pozycji. Przepraszam za opóźnienia w komentowaniu, to wszystko ze względu na ślub mojego syna. Cieszę się, że jesteś już zdrowa, życzę bardzo udanego weekendu i pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Genevieve, tak się domyślałam, że wiele przygotowań przed Tobą, przed tak ważnym dla Was wszystkich wydarzeniem, stąd jakże mi miło, że znalazłaś chwilkę aby tutaj zajrzeć. Stosik wciąż rośnie, a czasu ubywa. Ale Tobie czasu pięknych przeżyć i wzruszeń życzę Droga Genevieve. Ucałowania.

      Usuń

Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...