Pastylka przeciwbólowa

Wszyscy mam jakąś szufladę, w której trzymamy  swoje sekrety, niektóre są schowane bardzo głęboko. A jeden leży w oddzielnej szufladzie, której nigdy nie otwieramy.
Zapach porannej kawy posłodzony kilkoma dniami urlopu nadaje jej wyjątkowy smak. Delektowanie się niespiesznym czasem, w spowolnieniu, jakby wbrew niezmienności z jaką czas wystukiwany jest przez stary zegar na ścianie. Zdejmuję pomarszczoną warstwę cienkiego kożucha odsłaniając tym gładką powierzchnię mlecznej kawy. Gdyby tak można było z siebie zdjąć wszelkie zagniecenia, wyprostować zmarszczki, siateczkę poplątanych myśli, odpocząć od nich, od siebie samej, wyjść z wąskiego korytarza zawężonych ostatnio ścian egzystencji, by rozłożyć szeroko ramiona i objąć nimi, jakiś zakątek aksamitnej samotności.
Obejmuję książkę i jedną z takich historii, która rozczula, budzi czułość, do której chce się przytulić, być blisko postaci wpisanych między kartki. Uszczknąć z odrobiny ich niespiesznego uczucia, tkanego powolnością zdarzeń, rzadkością spotkań, swoistym smakowanie dojrzałości, bez młodzieńczego pośpiechu i niecierpliwości.
Miłość potrzebuje powietrza i ciszy. Mamy ciszę, ale nie mamy powietrza. Abram przestał rozwodzić się nad tym, jaki jest stary i że nie ma sensu spotykania się raz, najwyżej dwa razy w roku. Już nie mówi, że w każdej chwili może umrzeć. Myślę, że teraz martwi go tylko, że nie jest pewien, czy możemy zostać kochankami. Że przegapiliśmy ten moment. Mnie przestało to martwić; wcześniej czy później staniemy naprzeciwko siebie nadzy. Tego też musimy spróbować. Chętnie poczekam.
Mnie samej trudno było poczekać, aż książka zastuka do moich drzwi. Nie wychodziła z mojej głowy od kiedy przeczytałam o niej na blogu Remka Grzeli. Oczarowuje od pierwszego z nią spotkania. Otula aksamitem, delikatnością, jaka otacza dwoje ludzi zatrzymanych w czasie, w promieniach gorącego słońca prześlizgującego się po rozgrzanej posadzce hotelowego tarasu w Izraelu.
Ona - żyjąca pomiędzy książkami i szkicami swoich obrazów i On, z  jego teraźniejszą przeszłością. Przechadzający się między alejkami Paryża, w deszczu szemrzących słów, ale i powietrzu ciszy. Jest się tak daleko od nich, a jednocześnie tak blisko.
Deszcz za oknem drepcze po parapetach. Ja drepczę za nimi. Za Abramem.
Abram jest piękny. Abram jest stary. Abram jest normalny. Próbuje dogrzebać się do jego przeszłości, by znaleźć tam odrobinę szaleństwa, ekstazy, namiętności, melancholii, rozpaczy. Nie jest to łatwe.
Chciałoby się wyciągnąć dłonie, by poczuć pod palcami jego wysokie czoło pozbawione zmarszczek, naciągniętą skórę, której nie pozwala nawet na najdrobniejsze rozluźnienie, jakby w obawie, że sam się wtedy rozsypie na drobinki skrywanych wspomnień. Mocne brwi osłaniające bystrość jego spojrzenia, łagodny profil,  wyraźnie zarysowane wargi  i zaciśnięte usta, które tak wielu słów nie chcą wypowiedzieć, zamykając je w milczeniu. Tak niewiele dopowiadając do "Opowieści dla Abrama", które Ona postanawia snuć dla Niego, składając w całość  tę część jego samego, którą zachowywał tylko dla siebie. Jakby bojąc się obnażenia. Nagości własnej przeszłości.
- Abram, nie bój się - mówię. Im mniej wiem, tym łatwiej byłoby o tobie pisać. Nie rozumiesz?  Ale ja nie będę pisać. Jest już tyle książek o mnie, o tobie, o Mani. O nas wszystkich.
Nieśmiertelnych. Abram i ja przeżyliśmy. To stwarza swoistą, wzajemną czułość, która jest czymś oczywistym, nie trzeba nic mówić.
Z każdą kolejną kartką, bezimienność narratorki sprawia, że mogę się wprosić do jej życia. Dostaję od niej urlop od samej siebie. Z ulgą biorę na siebie jej sześćdziesiąt lat doświadczeń i staję się kobietą oddającą się czytaniu książek i przeżywaniu swojej dojrzałości, byciem tylko dla siebie samej, dopóki nie poznam Abrama. Dopóki nie przylgę do jego nieskazitelnie skrojonego garnituru, z czasem próbując odnaleźć pod tym gładkim materiałem splątane losy tego, który przeżył samego siebie, ze świadomością życia z piętnem Holokaustu, wpisanego w jego spowolniony wiekiem krwioobieg.
Trudno mi się rozstawać z Abramem, pragnąc chwil, w których go odnajduję po omacku między niedopowiedzianymi słowami, poznając fragmentarycznie, po drobnych kawałeczkach sklejanych z dwóch życiorysów: obecnego i przeszłego, zakreślonych wydarzeniami minionej historii. I wracam do siebie samej, jedynie wtedy, kiedy ustępuję Jej miejsca, oddaję im strefę intymności, którą mają tylko dla siebie. Kiedy dotykają swoich ciał nieporadnie, a jednocześnie z tak wielką delikatnością, z jaką dotyka się zaschniętych ran. Schowani przed światłem świata, tylko dla siebie, w ciemności rozbijanej jedynie przyspieszonymi oddechami i drżeniem dotykających się dłoni. I tylko czasami patrzę na swoje ręce i odkrywam, że mimo pieszczot Abrama wyglądają staro.
Ale może to Abram młodnieje, dzięki niej. Dawanej mu na nowo przeszłości, jej scenariuszowi na jego życie, pozwalając mu cofnąć czas, dostrzec wielkość człowieka w padole ludzkości czasu wojny, znowu poczuć się młodym i silnym, choćby w bezsilności dokonywanych wyborów. W jakiś sposób oddalając od niego starość i śmierć, ale też i od siebie, bo odkąd poznałam Abrama, odkładałam śmierć do następnego spotkania. Przy życiu trzymał mnie na odległość bardzo stary mężczyzna. Niczym Bóg.
"Opowieści dla Abrama" Janiny Katz to książka wyjątkowa. Książka ciszy i powietrza.
Z oknem już ciemno. Ostatni łyk kawy już zimny.
Biorę głęboki oddech.
Marzę o powrocie do czasu, gdy tylko jedna książka zawierała porcję prawdy, porcję piękna i porcję pocieszenia na każdą porę roku.  Taka książka mogłaby być pastylką przeciwbólową, w sensie fizycznym i psychicznym. Wiem, że istnieje.
To "Opowieści dla Abrama". Moja pastylka przeciwbólowa.


fragmeny z "Opowieści dla Abrama" Janiny Katz
wyd. Czarna Owca, Warszawa 2010



nie Paryż, ale uliczka Wiednia... 

12 komentarzy:

  1. Piękne słowa, chociaż pełne skrywanego cierpienia...Małgosiu przytulam Cię ciepło i serdecznie:-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Elu Droga, dziękuję za ciepło Twojego serca. Ściskam Cię najmocniej :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Małgosiu kochana, słowa niewypowiedziane, tajemnica, samotnia duszy naszej... to kropla wypełniająca sekretną szufladę, szufladę w niedomykającej się komodzie...
    Uliczki Wiednia bliższe są mi po stokroć niż uliczki Paryża. Przytulam Cię Małgosiu mocno, mocno... Dominika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może każdy z nas nosi jakąś tajemnicę i trzyma ją w szufladzie. Ważne, aby wiedzieć czy ją otwierać i kiedy. Ale czy można wszystko przewidzieć. Książka cudowna, polecam Dominiczko. Sciskam Cie najserdeczniej.

      Usuń
  4. Każdy z nas doczeka takiej chwili kiedy zdejmie z siebie wszelkie życiowe zagniecenia ,jak kożuch z mlecznej kawy
    i odnajdzie swój wieczny zakątek aksamitnej ciszy.
    Pozdrawiam z zawężonych ścian korytarza mojej pomarszczonej egzystencji :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Małgosiu, jak zawsze oczarowała mnie Twoja recenzja i najchętniej od razu przeczytałabym tę książkę. Myślę,że generalnie książki, to dobry sposób na zapomnienie o bólu i wszelkich trudach naszego życia. Na jakiś czas możemy oderwać się od realnego świata i przenieść do innego, w którym wszystko jest możliwe. Małgosiu Kochana, ściskam Cię bardzo mocno i otulam swymi ciepłymi myślami:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Genevieve, ślicznie dziękuję za ciepłe myśli. Książka warta przeczytania, więc jeśli będziesz miała sposobność to zachęcam byś po nią sięgnęła. Ślę serdeczności w tę bezgwiezdną noc. Uściski :))

      Usuń
  6. chcialam zazartowac, choc wcale mi nie do smiechu, ze polkne ta ksiazke, bo bol mi dokucza okropny. jestem aurowym migrenowcem ;-) a potem przeczytalam ten tekst jeszcze raz. wlasciwie to normalne, bo piszesz balsamicznie i stwierdzilam, ze musze przejsc to pieklo, bo kazdy jakies przechodzi i nie nalezy tracic nadzieji... sciskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja na pewno migrenowcem cierpiącym :) i wtedy prawdę powiedziawszy żadna pastylka nie przynosi ukojenia, ale może masz rację, że trzeba ten nasze bóle przyjmować, ważne żebym im też kiedyś pozwolić odejść. też ściskam :)

      Usuń
    2. ja mojego bolu nie pielegnuje, nie trzymam... kocham lekkosc z jaka stapam po ziemi po migrenie ;-)))) czego i tobie zycze!!! ps. ja biore sumatriptan-biomo 100mg i to daje mi troche ulgi

      Usuń
    3. Bardzo dziękuję i niech ta lekkość przychodzi do nas jak najszybciej. Ściskam najserdeczniej :)))

      Usuń

Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...