Patrzę na kształt dłoni, które codziennie rano zmywają z mojej twarzy senne rozedrganie niepotrafiące, swojej imaginacji, umiejscowić w budzącej się rzeczywistości. Pozostając po drugiej stronie nocnej kliszy. Przyglądam się źrenicom, które ukrywają się także w czyichś oczach, których na co dzień nie widzę. Zamiast nieskazitelnego błękitu jest ciemny kolor ziemi. Palcem rysuję swój profil na zaparowanym lustrze. Wydaje się znajomy. Niczym wycięty z jałowego papieru. Ostre kontury bez barw. Potrzebuję kolorowego tła by zaistnieć. Odciskając ślady palców próbuję poczuć znajomy dotyk. Niczego nie czuję. Powinnam. Może choć trochę.
Ostatnio czuję się jedynie negatywem, odbiciem czyjejś w moim życiu nieobecnej obecności. Mocno ściągam gumką ciemne kosmyki włosów. Powinny być przesypującym się przez palce pszenicznym złotem.
Próbuję dociec skąd tak naprawdę przyszłam, gdzie jest prawdziwy początek mnie samej. Wrócić tam, gdzie w swojej własnej połowie przynależę. Wychowana na obcym kawałku danej mi ziemi odczuwam ją jako swoją własną, a przecież w pełni nie jest przynależną do mnie. Darowaną jedynie. A może aż tyle. Dzisiaj smakuję gorycz źródła własnego jestestwa. Chwilowy powrót do utraconego początku stał się utratą równowagi. Wydawało się, że mam siłę, by to udźwignąć. Ugięłam się.
Zasypianie w poczuciu rozdwojonej przynależności i jednoczesnego odrzucenia.
Jak nigdy czuję się niewygodnie we własnej skórze. Próbuję ją zdzierać z siebie kawałek po kawałku szukając tętniącej prawdy na podszewce własnego życia. Tyle fastryg, na siłę poskładanych, niepasujących do siebie fragmentów. Kiedyś to dopasowywanie bolało. Wrastanie w inną ziemię, żyzną, wymagającą, ale dającą stabilność i poczucie bezpieczeństwa nie obyło się bez łez, buntu i odczuwania inności.
Jak nigdy czuję się niewygodnie we własnej skórze. Próbuję ją zdzierać z siebie kawałek po kawałku szukając tętniącej prawdy na podszewce własnego życia. Tyle fastryg, na siłę poskładanych, niepasujących do siebie fragmentów. Kiedyś to dopasowywanie bolało. Wrastanie w inną ziemię, żyzną, wymagającą, ale dającą stabilność i poczucie bezpieczeństwa nie obyło się bez łez, buntu i odczuwania inności.
Dzisiaj wydaje się mieć słodki smak pełnej akceptacji. A jednak ciągły jej głód.
Od miesiąca budzę się kamieniem. Zimnym. Tak niewiele było potrzeba. Odrobiny ciepła, by nim przeniknąć i zatrzymać w sobie na dłużej. Deszcz za oknem zmywa złudzenia. Próbuję odnaleźć zabrane zabawki. Pusty domek dla lalek. Łamią się malutkie drzwi. Framuga stara i słaba. Ustawiam poprzewracane mebelki. Parę porwanych szmatek owijam wokół nadgarstków, aby nie czuć przyspieszonego tętna.
Ukojenie przynosi sen.
Jak go przyśnić? Znika w szczelinach okien niepewności przebudzenia.
Od miesiąca budzę się kamieniem. Zimnym. Tak niewiele było potrzeba. Odrobiny ciepła, by nim przeniknąć i zatrzymać w sobie na dłużej. Deszcz za oknem zmywa złudzenia. Próbuję odnaleźć zabrane zabawki. Pusty domek dla lalek. Łamią się malutkie drzwi. Framuga stara i słaba. Ustawiam poprzewracane mebelki. Parę porwanych szmatek owijam wokół nadgarstków, aby nie czuć przyspieszonego tętna.
Ukojenie przynosi sen.
Jak go przyśnić? Znika w szczelinach okien niepewności przebudzenia.
pieknie napisalac o niepieknym stanie rzeczy. ubralas wszystko w pastelowe jedwabie , a chcialoby sie to zerwac , odsunac wszystkie zabarwienia i spojrzec w glebie stanu rzeczywistego ...krzyknac z calych sil i silnie stanac na nogach... nie wiem malgosiu, czy to twoj smutek, czy tez jest to przenikanie twoich mysli z innymi, tym bardziej nie pozwole sobie na glebsza interpretacje ... sciskam mocno
OdpowiedzUsuńTeż ściskam Cię mocno i dziękuję za delikatność. Pozdrawiam najserdeczniej.
UsuńMałgosiu, czy dobrze zgaduję, że odwiedziłaś ostatnio kraj swego dzieciństwa? Jeśli tak, to wyobrażam sobie, jak wielkie musiało to być dla Ciebie przeżycie. Po latach nic nie jest już takie, jak dawniej, powrót do źródeł swego istnienia czasem nas rozczarowuje, a jednak zawsze jest bardzo wzruszający. Małgosiu Kochana, życzę Ci, abyś znalazła ukojenie...nie tylko we śnie...ale również w tej dzisiejszej rzeczywistości...choć może trudniejszej, niż w dzieciństwie, ale przecież równie interesującej. Pozdrawiam Cię gorąco i przesyłam uśmiech:)))
OdpowiedzUsuńKochana Genevieve, nie, to kawałek mojego wczesnego dzieciństwa pojawił sie u mnie i zaraz znowu zniknie, a ja odzyskiwać będę powoli swoje ukojenie. Ściskam Cię ciepluteńko.
UsuńBoisz się krzyku, a jednak krzyczysz tyle, że w ciszy.
OdpowiedzUsuńSerdeczności
I ciszy pragnę najbardziej, ciszy własnych myśli. Odwzajemniam serdeczności i dziękuję.
UsuńMałgosiu kochana, zasmucasz mnie tymi wyznaniami, tak gorzkimi i bolesnymi...życzę Ci, aby w Twoim życiu zagościło słońce, oświetliło pełne cieni zakamarki, aby otwarły się okna Twojej duszy, wpuściły światło i radosny powiew, który wymiecie to, co już się zużyło...Wysyłam do Ciebie promienie pełne światła tak wielkiego, że skruszą każdy kamień:-) Przytulam ciepło :-)))
OdpowiedzUsuńEluniu Najdroższa, dziękuję. Najpierw muszę zamknąć jedno okno, bo móc otworzyć drugie i wyciągnąć dłonie po ciepło. Z jeszcze większą siłą przynależąc do tego, co było mi dane i z tej danej przynależności czerpiąc nadal siłę. Rozkuszę się i znowu poskładam w silniejszą całość, mam nadzieję. Z całego serca Cię ściskam.
UsuńMałgosiu Twoja proza jest bardziej poetycka od poezji ,zainspirowałaś mnie. Na Twoim poście upiekłam świeżą bułeczkę pod tytułem "Kompletni nie kompletni",chcesz zobaczyć reakcję ,zapraszam .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie poetko pisząca prozą a właściwie to chyba nawet nie piszesz Ty malujesz słowami jak impresjoniści barwnymi plamkami ,ale czy jest taki malarz, który potrafiłby namalować Twój tekst???Myślę ,że nie ma takiego, bo twój obraz jeszcze musiałby być żywy.
Molekułko, ślicznie dziękuję za tyle pięknych i miłych sercu słów. Speszona nieco, bardzo serdecznie Cię ściskam i biegnę przeczytać Twój wiersz. Pięknie pozdrawiam :)
Usuń