Życio-czytanie. Końcówki.

Po wielokroć, czytając różne recenzje książek, choć sięgam po nie już po przeczytaniu książki by pozwolić najpierw przyjść jej do mnie w swojej tajemnicy, zadawałam sobie pytanie: co jest powinnością krytyka literackiego?  Z odpowiedzią przyszedł, któregoś listopadowego dnia, Henryk Bereza, w swojej rozmowie z Adamem Wiedemannem i Piotrem Czerniawskim:
Mieć najlepszą dobrą wolę, żeby nie zrobić nic złego wobec literatury. Żeby zdawać sobie sprawę, że zajmowanie się literaturą, jeśli tutaj w grę wchodzi jeszcze jakiś rodzaj autorytetu, jest zajęciem tak odpowiedzialnym i tak skomplikowanym jak odpowiedzialność chirurga, który operuje żywe serce lub żywe oko. Nie powinno podsuwać rozstrzygnięć, jaka ma być literatura, jak ma kto pisać, bo żeby wiedzieć, jak ma kto pisać, to trzeba wiedzieć, co ten ktoś w ogóle może zrobić. Bo nie jest tak, że każdy, kto chce, to będzie robił w literaturze, takiej możliwości nie ma. Jeśli ja się jakimś autorem interesuję (...) to dzieję się tak, że jestem wplątany w los tego autora.
Wtedy łapiąc się łapczywie "Końcówek" Henryka Berezy, by opleść nimi własne obcowanie z literaturą, przysłuchiwałam się rozmowie szeroko rozpostartej między życiem, prozą, literaturą, a szczęściem, spełnieniem, światem rozległych doświadczeń mając przed oczami człowieka wiodącego życio-czytanie, żyjącego między książkami, jakby dla nich właśnie, które nieodwracalnie wtapiały się w jego gęste poranki, jednocześnie w jego czytaniu istniejąc w dwójnasób, bo jak wyznaje Henryk Bereza: To, co się stało - tak można powiedzieć analogicznie do terminu życio-pisanie, które wymyśliłem dla Stachury - można nazwać życio-czytaniem, w każdym razie to było czytanie współtwórcze, kreacyjne może trzeba by powiedzieć (...) ja czytałem artystycznie, to znaczy wprzęgałem się w procedury twórcze, bo przecież czytanie rzeczywiste jest współtworzeniem, dzieła literackie, dzieła poetyckie nie istnieją po prostu jako zapisy. Prace akademickie dla innych prac akademickich to są teksty, natomiast działa literackie są dziełami, które istnieją dopiero w tym procesie, jakiego wymaga czytanie, i ja już wyłącznie się nastawiłem i tutaj już z pełną świadomością i z pełną konsekwencją do tego się zabrałem. I stąd taki jestem zdewastowany i zużyty w sensie duchowym, ponieważ ja uprawiałem jakiś rodzaj twórczości na tak rozległych planach.
Takiego duchowego zdewastowania i zużycia pozazdrościłam, bo zjawiskowo jest móc żyć tak, by stapiać się w jedności z dziełem literackim, wysysać z niego kwintesencję i prawdziwość przekazu, bogacić się wraz z kolejnym fragmentem prozy wykraczającej poza druk pozostawiony na białej kartce. Nadając jej, własnym czytaniem, formy, kształtu, odrębnego istnienia w jednoczesnym zespoleniu. Samemu oddychając, żywiąc się i żyjąc dzięki prozie literackiej.
Dzisiaj, Henryk Bereza, zostawił te historie zamknięte pomiędzy okładkami, zamykając może najciekawszy rozdział - swojego bogatego życia. Zawężając swoje rozległe plany do skrawka ostateczności. On, wplątany w losy autorów, z nimi serdecznie zaprzyjaźniony, uznawany za jednego z najwybitniejszych krytyków literackich, odkrywcę Edwarda Stachury i Marka Hłaski, redaktor miesięcznika "Twórczość", sam o sobie i własnej szczęśliwości w życiu mówił:
Ja nie wiem, moje rozumienie człowieka, świata, i to niezależnie od wszystkiego dobrego, co mógłbym o człowieku i świecie powiedzieć, jest u swoich podstaw tragiczne. Znaczy, wydaje mi się, że człowiek właściwie może nie czuć tragizmu istnienia właściwie tylko wtedy, gdy jest głupi. Jeśli nie jest głupi, jeśli ma wrażliwość, ma wyobraźnię, to tragizm musi być fundamentem jego stosunku do świata, co oczywiście nie oznacza, że musi przybierać maskę tragiczną i biadolić bez przerwy i mówi o tragizmie egzystencji. Ja na przykład im bardziej jestem tragiczną postacią, tym łatwiej mi przychodzi dostrzeganie przyjemności życia i te przyjemności są mi dostępne w najprostszej postaci, ja na przykład czuję się szczęśliwy, jeżeli budzę się rano i jest nie słońce, bo w pokoju nie ma słońca rano, ale odbicie słońca i to moje mieszkanie, ono jest zaniedbane, ale ma pewną harmonię kolorystyczną, w nim jest jasności, złocistości w nadmiarze, a tam portret jeszcze z odbiciem słońca w oknach budynków naprzeciw, daje to poczucie złocistości, słoneczności i taka złocistość, słoneczność śni mi się się czasem i ja w śnie też jestem w słonecznościach, w jasnościach, w złocistościach, i to jest ogromną radością, ja potrafię się z czegoś takiego cieszyć. Cieszyć się potrafię z zasłyszanego na ulicy słowa, z dobrego powiedzenia znajomych przy kawiarnianym stoliku, albo w ogóle jakiegoś ładnego powiedzenia, bo jednak moja wrażliwość na dobre powiedzenie jest większa, jeżeli to możliwe, niż wrażliwość na słowo zapisane, na tekst literacki, a oczywiście tekst literacki także mi daje ogromne, ogromne radości (...). Sztuka jest łaską, którą nam dano, żeby w nieszczęściu, w tragizmie, w uplątaniu, w całej koszmarności świata była jakąś jasnością, jakimś promieniem dobra. Jeśli przyjąć, że jestem z przekonania, z filozofii, człowiekiem tragicznym i absolutnie mógłbym się tutaj podpisać pod wszystkim, co na temat tragizmu egzystencji pisała Pascal i inni myśliciele podobnego typu, jeśli przyjąć, że to jest mój fundament, to na tym fundamencie mogę budować jeszcze najrozmaitsze radości, wśród których radość obcowania ze sztuką słowa jest radością największą.
Adam Wiedemann: Myślisz czasem, że to co piszesz, jest pisaniem dla potomności? Umiesz sobie tę potomność wyobrazić?
Henryk Bereza: Nie mam żadnych złudzeń co do możliwości oddziaływania na jakąkolwiek przyszłość. Myślę, że dla tych, z którymi mnie już los związał, będę istniał także po śmierci, jako punkt odniesienia czy jako jego brak.


Henryk Bereza (28 października 1926 - 21 czerwca 2012)

fragmenty pochodzą z książki "Końcówki. Henryk Bereza mówi"
Adam Wiedemann, Piotr Czerniawski
wyd. Korporacja Ha!art, Kraków 2010

12 komentarzy:

  1. zycie...poczatek wiecznosci

    mysli bardzo mi bliskie. zyjemy w myslach naszych najblizszych. nosza nas w sercu, towarzyszymy im przy najbardziej prozaicznych czynnosciach - wlasnie tak chcialabym aby bylo...i ta harmonia kolorow, a dla mnie jest jeszcze wazne zachowanie proporcji, harmonia przedmiotow...

    pozdrawiam i dziekuje za te slowne wycieczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Harmonia w życiu zdaje się być niezbędna, by się nie zapętlić, by umieć rozsupłać swoje emocje.
      To ja dziękuję, że mi w tych wycieczkach towarzyszysz :))

      Usuń
  2. "Sztuka jest łaską, która nam dano, żeby w nieszczęściu, w tragizmie, w uplątaniu, w całej koszmarności świata była jakąś jasnością, jakimś promieniem dobra" - piękne słowa! Myślę podobnie:-) Małgosiu ściskam Cię serdecznie i podziwiam nieustannie twoją miłość do literatury i sztuki w ogóle, wyrażającą Twoje nieustanne poszukiwanie dobra:-)) Serdeczności:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eluniu, jak miło Cię tutaj widzieć. Ślicznie dziękuję za odwiedziny i za prawdę, którą znajduję u Ciebie, w Tobie. Ściskam Cię jak zawsze najmocniej i najczulej :)))

      Usuń
  3. Małgosiu, dziękuję za przybliżenie mi postaci zmarłego przed kilkoma dniami Henryka Berezy...Żal, gdy odchodzą ludzie tak bardzo zasłużeni dla polskiej literatury...Odkrywca Edwarda Stachury i Marka Hłaski musiał posiadać w sobie tę niezwykłą wrażliwość, która pozwala wyłuskać pośród tysięcy zwykłych zjadaczy chleba osobowości tak niezwykłe...Szczególnie Stachura był mi zawsze bardzo bliski...właściwie nie rozstaję się z Jego poezją..."Im bardziej jestem tragiczną postacią, tym łatwiej przychodzi mi dostrzeganie przyjemności życia"....te słowa mogłabym doskonale przyjąć jako swoje motto...Ściskam Cię najmocniej, tęsknię za Tobą( to taka nieokreślona tęsknota, ale Ty przecież wiesz, jak bardzo jesteś mi bliska...):)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Genevieve, pod tymi słowami Edwarda Stachury też się podpisuję, chociaż ta "łatwość" czasami wymaga dużo siły. I ta nieokreślona tęsknota też jest mi bliska bardzo i często czuję jej smak, choć jednocześnie jest tak nieuchwytna. Ściskam Cię Genevieve w całej łączącej nas odległej bliskości przewortnie nas łączącej :))) Ucałownia.

      Usuń
  4. Ja to się boję, że ta "potomość" nie będzie miała pojęcia kim był Bereza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ta wiedza "potomności" tak bardzo zależny od nas, będących tu i teraz. Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Małgosiu, Twój Salon literacki, Twe fascynacje i zainteresowania, erudycja, miłość do sztuki sprawiają, że bardzo chętnie tu zaglądam i cichutko w kąciku przysiadam, napawając się kunsztownym obłokiem wirujących tu przemyśleń i toczących się dyskusji. Pozdrawiam serdecznie Dominika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dominiczko, dziękuję, że przychodzisz i proszę rozgość się nieskępowana, nie siadaj cichutko w kąciku, tylko wygodnie i blisko. Ślicznie dziękuję za odwiedziny, bo każda wizyta dla mnie to rodzaj prezentu. Uściski najserdeczniejsze :)))

      Usuń

Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...