Nawet jeśli książka trafi do jednej
osoby, jeśli pobudzi jakąś strunę wrażliwości,
to spełni swoje zadanie - Anna
Bolecka
Gorący lipiec 2009 roku. Dwa dni jazdy samochodem z Orlando do Chicago, a ja
niczego nie widziałam poza kartkami książki, niedosłyszałam. Wrzenie świata
było poza mną. Wrzenie świata było we mnie. Drgnęła jakaś, uśpiona dotychczas,
struna wrażliwości.
Stałam się jedną z "Uwiedzionych" - po trosze Peterem, który odmienia
się wraz z kolejno poznawaną postacią wijącej się przez oszalały, od wojny,
kontynent. Trochę Łucją ciągle dotykającą swoich najboleśniejszych ran
skazując się na wieczne cierpienie, Helgą wołającą do Boga i Erichem wołającym
o prawo do prawdy o sobie samym. Każde z nich zostawiło we mnie cząstkę siebie.
Drżenie. Z każdym z nich się utożsamiałam, bo każde z nich było wołaniem o
miłość, choćby słabą, zawieszoną miedzy niebem a ziemią.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że sama za parę lat zaznam stanu przebywania
"miedzy niebem a ziemią". Tymczasem wróciłam do domu, choć już nie
całkiem do siebie, nie do tej samej, bo już całkowicie uwiedzionej. Zaczęłam
szukać 'Kochanego Franza', i choć na niego nigdzie nie natrafiłam, to znalazłam
"Concerto d'amore". Zagrało przejmująco, zespalając kawałki minionych
dziejów i przynależności autorki do jej przodków i historii rodzinnych. Od tego
momentu stając przed sklepem "Wedla' na Szpitalnej w Warszawie czuję już
nie tylko słodki smak czekolady, ale i serce tej kamienicy, sylwetkę jej
projektanta, Franciszka Braumana.
Stałam się zachłanna. Swoiste zaspokojenie znalazłam na chwilę przysiadając
na "Białym kamieniu". Doznanie czysto metafizyczne. Magia.
Mistyka. Nieokiełznany w swojej nieograniczoności "literacki kosmos", wszechświat
Anny Boleckiej, któremu nie sposób się nie poddać, nie dać poprowadzić mleczną
drogą dosięgając gwiezdnego pyłu jej krystalicznej prozy. Zamieszkuję w
Kuromękach, na obrzeżu wsi, gdzieś "pomiędzy", wtapiając się w
spokojne życie wielokulturowego skrawka ziemi, gdzie jak w wiklinowym koszu
splatają się różnorodne witki tworząc spójną całość. Sama daję się opleść i
wpleść w życie w zgodzie z naturą przyrody i naturą człowieka, gdzie w
ciszy, która nas otacza, można czasem usłyszeć dalekie głosy. Wydaje się, jak
gdyby mówiło jednocześnie wielu ludzi stojących pod wielką ścianą. Jeden z nich
odchodzi na bok, zbliża się. Teraz słyszysz wyraźniej, słowa nabierają sensu.
Jego głos cię przyzywa. Wchodzisz do jasnej kuchni. Na łóżku siedzi ktoś, kogo
widzisz pierwszy raz w życiu. To najbliższy ci człowiek na ziemi. Patrzycie na
siebie. Czujesz, że to początek świata. Twojego świata.
Stał się też i moim światem. Początkiem i bezgranicznym zachwytem,
przynależnością do nieskazitelności prozy Anny Boleckiej, zawartej w niej
przejrzystej prawdy, namacalnie odczuwanej, "sprawiającej wręcz fizyczną
przyjemność" jak określił stan przechodzenia przez prozę Anny Boleckiej, Tadeusz Nyczek.
Mijają cztery lata.
Chłodnawy czerwiec roku 2012. Kwadrans jazdy
samochodem z Żoliborza na Powiśle. Wrzenie świata przede mną. Wchodzę w progi
Instytutu Reportażu, gdzie w pomieszczeniu niewielkim, pełnym uroku, zapachu
kawy i kuszących grzbietów książek, mieści się cały świat. Za chwilę miałam
stanąć przed takim całym światem, literatury nieskazitelnej, skupionej w osobie
mojej ulubionej powieściopisarki, jednej z niewielu kobiet-pisarek w moim
czytelniczym jestestwie. Jednocześnie na pewno najważniejszej. W torbie jej
najnowsza książka "Cadyk i dziewczyna' szeleści poprzyklejanymi
karteczkami. Kartka, można powiedzieć, że ta powieść od niej wzięła swój
początek. Wyrzucona z przepaści zagłady, z progu między życiem a śmiercią.
Anna Bolecka zapala świeczkę. Światło pamięci. Płomyk łączący ludzi w
obrębie pewnej historii scalającej losy "Cadyka i
dziewczyny', ale też jakby będący symbolem iskrzenia jakie wytwarza się między czytelnikiem a
pisarzem. Rzadkiego, a jakże cennego momentu, kiedy mogą spojrzeć sobie w
oczy, tak jak przyglądamy się zaszyfrowanemu przekazowi schowanemu za zgrabnie
wyprofilowanymi literami. Próbujemy go odczytać, przydając mu dozę własnej
wrażliwości, ale też z odczuwania autora czerpiąc. Może w ten sposób kradniemy
kawałek ich własnej duszy. Może wtedy tworzy się najcenniejszy rodzaj nierozłączności.
Remek Grzela wprowadza zebranych w literacki świat Anny Boleckiej. Chłonę
każde zdanie, spojrzenie autorki zza okularów, jej łagodny uśmiech. Tę
łagodność wyczytuje się spomiędzy gęstych linijek jej powieści, choć kłębi się w
nich wrzenie całego świata, to w samym jądrze życia, w sercu ludzkości można uchwycić delikatną nić
rozwijającej się nieśmiało miłości.
Dopiero po latach zrozumiał, że raz zaznana miłość potrafi wypełnić życie wewnętrznym blaskiem, a jej trwanie jest jak istnienie umarłej gwiazdy, której światło wędruje do nas, pokonując przestrzeń tysięcy świetlnych lat.
Miłości odmieniającej, wypełniającej najdrobniejszą
komórkę istnienia, pozwalającej dojrzeć do dziejących się wokół wydarzeń, a
przede wszystkim dojrzeć samemu do własnej przynależności do tego świata.
Choćby najbardziej okrutnego. Odnalezienia w nim własnej drogi, powinności,
przeznaczenia, umiejętności usłyszenia swojego losu, odnalezienia w nim sensu. Odkrywając w sobie pokłady
harmonijnego spokoju i pokory, bo jeśli nawet pozostanie nam tylko jedna
ciasna uliczka, którą popędzą nas gdzieś w niewiadomym kierunku, to przecież
nad nią jest całe niebo.
W coraz bardziej, dla mnie, zawężającej się uliczce współczesnej
literatury, biorąc do rąk powieści Anny Boleckiej mam przed oczami całe niebo nieskazitelnie czystej, przejrzystej
prozy, dzięki której mogę dotrzeć do istoty własnych przeżyć. I mogłabym powtórzyć za Polą, bohaterką "Cadyka i dziewczyny", odnosząc je do twórczości Pani Anny, że to jej słowa są niczym kamienie wyznaczające drogę, którą zaczęłam iść, wiedząc, że z niej nigdy nie zawrócę, że chcę iść dalej niedowidząc, niedosłysząc września świata, schowana w cieple słów, przejmującej mądrości i prawdziwego posłannictwa w otwieraniu oczu i umysłu, w odkrywaniu najczulszych miejsc.
Być może człowiek osiąga swój pełny ludzki wymiar chodząc, a nie pełzając, ale prawdą też jest, że najważniejsze ludzkie sprawy, nadające sensu życiu, rozgrywają się, gdy leżymy blisko ziemi.
Ja, osiągam cząstkę swojego ludzkiego wymiaru, leżąc, blisko prozy Anny Boleckiej. Nią oddychając. Dojrzewając, jako czytelnik i jako człowiek.
przytoczone fragmenty pochodzą z:
rozmowy Remka Grzeli z Anną Bolecką, która ukazała się w "Hotelu Europa"
wyd. Prószyński i S-ka, 2009
oraz książek Anny Boleckiej:
Uwiedzeni, wyd. Czarna Owca, 2009
Concerto d'amore, wyd. W.A.B, 2004
Biały kamień, wyd. słowo/obraz terytoria, 2004
Cadyk i dziewczyna, wyd. Czarna Owca, 2012
moja droga, twoja profesjonalnosc pisania, klarownosc slowa oraz opisy, w ktorych moge zanurzyc sie jak w przezroczystej wodzie. bez strachu, ze zrozumieniem i latwoscia, ktora umozliwiasz nawet laikowi takiemu jak ja. to wszystko mnie oniesmiela. ale rownoczesnie przyciaga. od roku szukam sie na nowo. moja pociecha sie wyprowadzila :-) nagle moge zyc dla siebie (chodzi mi naturalnie o codziennosc, bo matka zawsze bedzie dla dziecka......)i mysle, ze znowu zaczne wiecej czytac, musze sie zorganizowac i jeszcze musze zaczac rysowac i moze rozwinac swoje hobby - dziekuje
OdpowiedzUsuńA gdzież tam, gdzież tam, czasami to aż wstyd publikować te mazgrołki, ale chęć podzielenia się zachwytami staje się silniejsza od rozsądku :) a Ty szukasz się tak pięknie, przecież nie sposób się nie uzależnić od Twoich zapisów, refleksji takiego niezwykłego sposób odzwierciedlania siebie. Cudnie wprost! Zatem spełniaj się w jakiejkolwiek dziedzinie, która bliska Twemu sercu. Pozdrawiam Cię najserdeczniej.
UsuńMałgosiu kochana, pięknie piszesz o "literackim kosmosie" Anny Boleckiej! Ten magiczny świat ciągle jeszcze przede mną...ale wiem, że ja również zostanę w końcu "uwiedziona" przez tą niezwykłą prozę...Dziękuję za te cenne dla mnie refleksje, pozdrawiam najgoręcej:)))
OdpowiedzUsuńKochana Genevieve, sięgnij po ten mistycyzm, magię i 'kosmos literacki' Anny Boleckiej. Wiem, że odnajdziesz tam wiele wzruszeń, prawdy, metafizyki, że odczujesz ten kawałek literackiego świata sobą i swoją niezwykłą wrażliwością. Ściskam Cię ciepluteńko znad nieco bardziej pogodniego teraz mazowieckiego nieba :)))
Usuń