Na progu już stoi, drepcząc niecierpliwie swoimi małymi stópkami, Nowy Rok, podczas gdy ten sędziwy jeszcze krząta się po domu, jakże zmęczony odmierzaniem tych ostatnich godzin. Zakleja jeszcze pożółkłe koperty, porządkuje w szufladach wełniane skarpety, układa zdjęcia w niemych albumach, bo wie, że zaraz zniknie. Drzwi za sobą zatrzaśnie głośno i szybko, stając się już tylko migawką na filmie naszego życia, zatrzymując to, na co za chwilę patrzeć będziemy z odleglejszej perspektywy.
Utrwaloną na zawsze przeszłość.
Może jeszcze uda się poukładać porozbijane kawałeczki duszy, które rozsypały się chowając w szczelinach. Może nie. Może uda się posklejać popękania, wygładzić zagniecenia, bo ze zmarszczkami to ta sztuczka się raczej nie uda. Może nie.
Ważne, aby w Nowym Roku, który przyjdzie nocą, by obudzić się w objęciach nowego poranka, warto było: otwierać oczy o świcie, chwytać za rąbek każdy dzień i smakować to wszystko, co będzie niósł sobą w aromatycznym łyku zaparzonej świeżo kawy, w nieopatrznie napotkanych ziarnkach goryczy, w łódeczce opadających kącików ust i tych drogocennych niteczkach rozpromieniających się złotym blaskiem szczęścia wokół oczu.
Życzę spełnienia w tym całkiem nowiutkim, nieznanym jeszcze roku.
Niech będzie najbarwniejszą migawką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz