Aż do krawędzi bytu


Ostatnio moje relacje ze światem są mocno nadwyrężone, popękane, nadwątlone wydarzeniami, które głęboko wtopiły się palącym bólem pod skórę. Powoli próbuję się pogodzić z nieuniknionym, dostrzec to, co chwilowo niedostrzegalne i próbować znaleźć łagodniejszą drogę w codzienności, przeciągając wątłą pajęczynkę łączącą mnie z kolejnym dniem.
Tymczasem dzisiaj Jego, wreszcie, wzięłam pod ramię przytulając do siebie z tak ogromnym utęsknieniem. Pobiegłam jeszcze na wykłady o Witoldzie Gombrowiczu i, w szczególności, o Zygmuncie Haupcie, który wzbudził moją ciekawość, bo należał do ulubionych pisarzy Konstantego A. Jeleńskiego, a Józef Czapski pisał o nim: "Świat Haupta nienaruszony przez pośpiech, ten świat, w który wtopione są na zawsze jego wspomnienia, jego myśli - uwalnia, oczyszcza czytelnika, daje mu nową młodość, świeżość nietkniętych przeżyć i tę, na którą przecie czekamy zawsze, niespodziankę. Czy można dać więcej czytelnikowi?"
Może jeszcze siebie samego, w każdej drobince niespokojnej wrażliwości, a to daje Ten, który czekał cierpliwie trzy godziny, aż ja przemykając przez Wydział Polonistyki zamknęłam za sobą dwoje ciężkich, imponujących drzwi dostrzegając, w ciemności wieczoru, roziskrzone ozdoby zawieszone jak drogocenne kolie na długich szyjach latarń Krakowskiego Przedmieścia. Może to przedmieście do wypatrywanej jasność.
Przyjechaliśmy do domu.
I już się cieszę na myśl, że zasypiać będę z policzkiem przytulonym do Jego twarzy, swoje myśli chowając w kartkach jego dłoni i wsłuchując się w gęsty puls życia powoli zastygającego w zwężających się żyłach. Łzami wzruszenia zraszając Jego niemłode już czoło, szukając Jego wzroku za okularami ciemnej oprawy przeżyć.
Daj źrenice doskonałe
Dla twej prawdy, prawdy całej...
Pierwsze spojrzenie.
"W księdze dni i księdze nocy, w zapiskach dziennika wciąż wzbierają esencje życia. Fermentuje mocne wino. Aż po krawędź bytu. Dopóki pismo okaże się uległe wobec autora Muzyki wieczorem. Do końca dni, pełnych trudu, napięcia i bólu dojrzewa więc gorzka radość istnienia. Splata się ze znakami śmierci, z sygnałami trwogi, niewiedzy, rozpaczy (...) Czy można to ująć, wysłowić, uczynić na koniec prostym i zwykłym? Powiedzieć więc, że Iwaszkiewicz ofiarował nam świat, osierocony przez siebie? I że klucze do tego świata zagubił w swym dziele? Że nasz świat jest uboższy o jego miłość? O mityczne, zapomniane sojusze między pięknem i śmiercią?"
Ale nim osieroci mój świat, nim stanę z Nim na krawędzi bytu, najbliższe dni pełne będą tych "miniatur" życia, szukania ich tam, gdzie pióra, długopisy albo przygodne ołówki Iwaszkiewicza utrudziły się już zwyczajnymi notatkami, ulokowanymi na marginesach życia codziennego. Kiedy pióro to zapragnęło odwołać się do temp powolnych, skorzystać z prawa do zamyślenia, do mądrości pauzy - jak pisze ponownie w przejmującej przedmowie do trzeciego tomu diariusza, prof. Andrzej Gronczewski.
Słowa Profesora, wprowadzające do kolejnych etapów dzienników Jarosława Iwaszkiewicza, są dla mnie zawsze przesionkiem cudowności, swoistym rytuałem nieodzownym, gęstą i przejmującą w swojej doskonałości formą łączenia z życiem Pisarza, dającą przejrzystość tej źródlanej sile sztuki życia jaką tworzył sobą i swoją twórczością Jarosława Iwaszkiewicz.
Przedmowy prof. Gronczewskiego to swoiste uczty i jakże pięknie móc się nimi nasycić, nim przyjdzie nam skosztować pierwszej kropli dojrzałego wina z kielicha życia Jarosława Iwaszkiewicza, nim ustami dotknie się krawędzi bytu.
Dzienniki 1964-1980 Jarosław Iwaszkiewiczopracowanie i przypisy: Agnieszka i Robert Papiescy, Radosław Romaniuk
wstępem opatrzył: Andrzej Gronczewski
wyd. Czytelnik, 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...