Moje 'jestem' pochodzi stamtąd


"Urodziłem się w małej cukrowni, położonej pośrodku żyznej równiny..."
Jarosław Iwaszkiewicz - fragment z Książki moich Wspomnień

Może jest tak, że wielka literatura rodzi się z wielkiej tęsknoty, z jej nie ukojenia, z niezaspokojonego pragnienia powrotu do niemożliwego, jak niemożliwym jest odtworzenie świata, który odszedł zatopiony przez rwącą rzekę historii, zżarty rdzą przywianą przez niepomyślne wiatry, gdzie żywioł czasu pokrył patyną piękno tlące się już tylko na celuloidzie wspomnień z dzieciństwa, na wyblakłych coraz bardziej kartkach pamięci. Pozostaje wtedy tylko ledwo słyszalnym brzękiem filiżanki stawianej na porcelanowym talerzyku, zapachem żyznej ziemi, smakiem pękającej w ustach, chrupiącej, kromki domowego chleba, głuchym dudnieniem wiatru w kominie, ciepłym oddechem matczynej troskliwości, gwarną muzyką małych miasteczek, kształem garbów na ulicznych trotuarach odciskających swój ślad na stopach mieszkańców przypisanych na zawsze tym ulicom, zarysem cerkiewnych kopuł unoszących się ponad cieniem doświadczanego rozstania z własnym źródłem.
Może właśnie przez to dzieła pisarzy kresowych potrafią dotrzeć do rdzenia istnienia, do sedna jestestwa, poruszając najgłębiej i pozostawiając w nas samych pewną nutę nienazwanego i nierozpoznawalnego utęsknienia.
Aleksander Jurewicz, jeden z tych, który w każdej linijce swojej prozy, w każdym wierszu poezji, tak dogłębnie i przejmująco kreśli własną tęsknotę i melancholię za krajem utraconym, napisał we wstępie do "Lidy":

Nigdy nie pożegnałem tego miastaNigdy nie nauczę się tego miasta
Budzę się ciągle na jego ulicach
z odrapanymi kolanami z pudełkiem
klocków ściskanym w rękach
Budzie mnie śpiew kobiet wracających
z niedzielnych nieszporów
i przekleństwa mężczyzn w czereśniowym
sadzie przy samogonie (...)

I ileż takich spopielałych migawek z przeszłości, niedopowiedzianych, niewykrzyczanych słów tęsknoty kryje się w literaturze stworzonej przez pisarzy i poetów, którzy pochodzą "stamtąd", z niedalekich krańców, tworzących w cieniu "osierocenia", wyrwania z innej ziemi. Ich słowa wciąż pobrzmiewają jak echo tęsknoty, stając się jednocześnie esencją ich literackiej wrażliwości, taką "wartością dodaną", którą filtrują przez pryzmat własnych odczuć, przeżywanych wciąż rozstań i wiecznego utęsknienia.
I dlatego też z zapartym tchem czytałam dzisiaj słowa Radosława Romaniuka, ujęte w tekście poświęconym książce opracowanej przez Roberta Papieskiego „Jarosław Iwaszkiewicz i Ukraina”, bo odnajduję, w nich właśnie, wytłumaczenie tegoż utęsknienia, tego wiecznie bijącego źródła dającego początek własnemu "ja", własnej "przynależności" do kawałka ziemi pachnącej wspomnieniami, dookreślających własną "tożsamość" w życiu i w twórczości:
Kluczem do zrozumienia poety jest „kraj poety”. W polskiej literaturze przykład Jarosława Iwaszkiewicza to jedna z najlepszych ilustracji formuły Goethego. Ukazuje również podskórne skomplikowanie tej prostej myśli, bo przecież kraj poety jest rzeczywistością duchową, nie geograficzną, domeną poezji, nie materialnych pamiątek. Buduje go prywatna mitologia, zamknięta przed „turystami”, czytelna dla archeologów wewnętrznych poruszeń, którzy w kraju realnym próbować będą odgadnąć przed wszystkim to, czego nie ma i zobaczyć, jak nie ma.Może też dlatego, kiedy całkiem niedawno dostałam propozycję wyjazdu służbowego na Ukrainę, która miała się zresztą rozpocząć w dniu moich urodzin, pomyślałam że dostaję od Losu najpiękniejszy prezent, że będę mogła wreszcie postawić swoją stopę w "kraju poety" mojemu sercu najbliższemu. Przeznaczenie jednak zawróciło mnie z drogi, oddalając moment, w którym mogłabym zanurzyć usta w tym źródle, które zaspokoiłoby moje własne pragnienie poznania Iwaszkiewiczowskiego "początku". Wierzę jednak, że może nie był to jeszcze ten moment. Może wyjeżdżając wtedy, z listą służbowych spraw do załatwienia, czując jedynie zabieganie pod stopami, stałabym się  "turystyczną duszą" nieumiejętną do prawdziwego doświadczenia ukraińskiej tożsamości, tej tajemnicy Iwaszkiewiczowskiego utęsknienia.
A może nikt, kto stamtąd się nie wywodzi, nigdy nie zostanie dopuszczony do tej tajemnicy. Adam Zagajewskim w swojej "Lekkiej przesadzie" wspomina podróż sentymentalną do Lwowa i reakcję jego ciotki Ani, dla której każdy kto jedzie do tego Miasta pozostaje jednak dla niego "obcym". Patrzącym oczami przybyłego z innego świata, widzący obraz rzeczywisty, podczas gdy prawdę o tym Mieście znają tylko Ci, którzy stamtąd się wywodzą. To oni, w pełni, rozumieją głębokie pęknięcia w ciałach starych kamienic, bo sami noszą je na własnych. Tylko oni słyszą przytłumione głosy przenikające przez szczeliny opustoszałych okiennic wraz z wieczorną mgłą. Oni, których własne korzenie, boleśnie wyrwane, rzucone na inny grunt, tak do końca nie potrafiły się przyjąć, a proces ten został okupiony bolesnym wrastaniem w inne środowisko.
Zatem mnie, na razie, pozostaje powracanie do zebranych przez Roberta Papieskiego ukraińskich tekstów Jarosława Iwaszkiewicza, tak sugestywnie opisanych przez Radosława Romaniuka. Począwszy od podskórnie odczytywanej "Siciliany", opowiadania z 1914 roku, przez eseje, korespondencję Jarosława Iwaszkiewicza z ukraińskimi przyjaciółmi, zapisy wspomnień poety z podróży w rodzinne strony, kończąc na swoistym "kalejdoskopie wrażeń", które jak pisze Radosław Romaniuk, wskazują, że Ukraina nie była w życiu pisarza jedynie wspomnieniem. Była ważnym składnikiem osobowości (Iwaszkiewiczowskiego "jestemu"), tak że tom "Jarosław Iwaszkiewicz i Ukraina" jest w stanie naprawdę zbliżyć do pisarza. Stanowiła realność w sensie krajobrazu, kultury, dziedzictwa, doświadczenia kolejnych podróży, zarówno tych rzeczywistych, jak i podejmowanych w przestrzeni wewnętrznej. (...) W jednym z wierszy Iwaszkiewicz pisał:"Myślę sobie: wraz z nocą sen przyjdzie zwyczajny / I skrzydłem mnie otoczy kochanym, brak życia, / Przypomnienie powróci do swego ukrycia / I jutro się obudzę bez wspomnień z Ukrajny". Ale walka z "przypomnieniem" nie była możliwa. Na szczęście.
fragmenty z tekstu Radosława Romaniuka
Zobaczone, przeczytane -
114 Zeszyty Literackie, 2011
oraz fragment wiersza z Lidy Aleksandra Jurewiczawyd. Fokus, Gdańsk 1994

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...