Obrazy. Ujęte w ramy. Nieruchomo spoglądające z muzealnych ścian. Nieme, a jednocześnie mówiące tak wiele, pozostając obszarem także do naszej własnej interpretacji. I obrazy niczym nieograniczone. Przemieszczające się wraz z nami. Kryjące się za rogiem ulicy, w kąciku naszego oka, w migawce znikającego zachodu słońca lub sennie przejeżdżającego autobusu.
Inne trasy. Pokonywane pieszo, mimo londyńskiego chłodu i deszczu, albo metrem sunąc podziemnymi korytarzami miasta. I inne trasy. Muzealnych wystaw, różnych jak artystyczne upodobania. Wszystko zamknięte w dniach i godzinach swoistego dziennika spisywanego w odstępach czasu nakreślanego wizytami w galeriach i w gościnnych progach mieszkania Gabora. W ważności każdej mijającej sekundy.
Okiem się widzi, ale także, w sposób zamierzony lub bezwiednie, wyraża siebie. Bogactwo języka daje tu pojęcie o możliwościach tej ekspresji - pisała w swojej książce, "Inne obrazy. Oko, widzenie, sztuka. Od Albertiego do Duchampa", prof. Maria Poprzęcka.
Wojciech Karpiński przy każdym obrazie Londynu pozostawia cząstkę samego siebie ilustrując ją z gracją dobieranych słów. Wyraża siebie i swoją wrażliwość, umiejętnością widzenia dotykając materii malarskiego płótna niemal w każdym jego ukrytym splocie. Pod warstwą farby, w jej zagłębieniach, załamaniach światła, półcieniach i wyrazistości kolorów. Sam pozostaje w ich tle, w cieniu sklepień muzealnych budynków rozsianych na indywidualnie kreślonej mapie kolejnych spacerów. W rozmowach z Gaborem, a może nade wszystko umiejętności słuchania jego poglądów na życie, w każdej jego sferze. Może dlatego, ze skrupulatnością, Autor notuje nawet godzinę spotkania, uwypuklając ważność tych wspólnie spędzanych chwil.
Sobota, 1 marca 2003
Z Gaborem jestem umówiony na kolację o 19.30 (...) Gabor dał gęstą węgierską zupę i gulasz. Rozmowa do pierwszej. Znów widział źródło zagrożenia dzisiejszej kultury w chęci ujęcia w słowa wszystkiego. Nic nie pozostaje. Wszystko zanika. Stąd kłopoty z tożsamością, z poczuciem własnej wartości.
To swoiste doprecyzowanie czasu wypełnionego rozmową, wychodzącą poza ramy tuzinkowych pogawędek przy filiżance afternoon tea, staje się istotne i dla nas, czytelników, skupionych nad kolejną kartką książki, sącząc każdy nowo widziany fragment podróży ujęty w obrazach i słowach. Same zaś "Obrazy Londynu" stają się także obrazem Gabora. Postaci, która będzie zamieszkiwać już nie tylko swoje ciasne mieszkanie wypełnione książkami, nie tylko pamięć i wspomnienia Autora, ale i nasze własne doświadczenie wyniesione ze wsłuchiwania się w jego sposób widzenia sztuki wplecionej w życie.
Z wdzięcznością wchodzę w ten londyński rytm idąc śladami Autora. Mijamy razem kawiarnie, przeglądamy poranne gazety i doniesienia o wystawach wartych zobaczenia i zauważamy drobne zmiany w rozwieszeniu obrazów na wystawach już nam znanych. Nasze kroki się stapiają z wieczorną mgłą, cienie pochylonych późną porą sylwetek suną za nami niczym spojrzenie znużonego swoją pracą strażnika muzeum. Dla niego obcowanie ze sztuką stało się być może codziennością. Nie ma ochoty na kolejne spotkanie z Tycjanem ani by schwytać na moment spojrzenie Moneta zza ściany deszczu. Zawsze może to zrobić dnia następnego, a może kolejnego nienaznaczonego żadną datą ani godziną. Męczeństwa świętego Maurycego. Wychodzimy zostawiając za sobą zamykające się drzwi kolejnej londyńskiej galerii. Księgarnie. Przystanki autobusowe. Opustoszałe stoliki w restauracjach, filiżanki pozostawione na wczorajszej gazecie jak z obrazu Józefa Czapskiego. On też obecny. Nieodzowny w tych wędrówkach, jak jego umiejętność widzenia. "Wystarczy patrzeć naprawdę patrzeć oczami bez przyjętej hierarchii (góry piękne - szmaty brzydkie), żeby en voyageant autour de ma chambre człowiek mógł przeżywać to, czego inni nie mogą dojrzeć, kręcąc się naokoło jak wiewiórki". Wytężam wzrok i słuch. Na obrazy. Na słowa. Porzucam przyjęte hierarchie.
O Bonnardzie powiedziano, że nie malował świata, ale malował nasz proces postrzegania (...) Sam o sobie powiedział, że chciałby przedstawić na płótnie wrażenie, jakie się ma, gdy nagle wchodzi się do pomieszczenia. Powiedział też, że sztuka jest zatrzymywaniem czasu".
"Obrazy Londynu" Wojciecha Karpińskiego malują nasz proces postrzegania, a jego umiejętność widzenia sztuki zatrzymuje czas, byśmy mogli go lepiej dostrzec i przeżyć. Wpatrywać się w obrazy, by rozumieć więcej.
Piątek, 19 września 2008
Obudziłem się o 10.50, dość napięty, myślę z niepokojem o moich planach pisarskich, nie tyle o ich braku (bo jak najbardziej są) czy małej realności, ile o ich rozległym rozłożeniu w czasie. Łączy się to z wyjazdami, które są mi potrzebne, także do pisania. Wynika wyraźnie, że do stycznia zaległościami się nie zajmę. Na pewno jednak pobyt londyński dobrze mi zrobił. I doceniam wspaniałe warunki, jakie mam u Gabora, także dzięki możliwości kontaktu z jego niezwykła osobowością.
Wojciech Karpiński "Obrazy Londynu"
wyd. Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2014
Małgosiu, dziękuję Ci za ukazanie w czym tkwi siła w tej książce. Przypomniałaś mi także o książce prof. Marii Poprzęckiej, którą powinnam przeczytać. Dziś doszłam też do wniosku, że Twoje wpisy będę czytała nocą. Słowo bardziej do mnie dociera i nic mnie nie rozprasza. Cudnie. Serdeczności
OdpowiedzUsuńMontgomerry, zapraszam o każdej porze :) zawsze miło Cię gościć. Obie książki gorąco Tobie polecam :)
UsuńDziękuję :)
UsuńNie ma dwóch takich samych spojrzeń ,każde spojrzenia pogłębia i poszerza masze widzenie ,sama zmiana kąta widzenia jak wiele zmienia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)) Molekułka
Bo też każde spojrzenie może widzieć inaczej, jak dwie osoby patrząc na to samo mogą zauważyć zupełnie co innego. Pozdrawiam Molekułko :)
Usuń...malują nasz proces postrzegania, a jego umiejętność widzenia sztuki zatrzymuje czas, byśmy mogli go lepiej dostrzec i przeżyć... jestem prostym czlowiekiem i niestety nigdy nie mialam mentora , ktory wprowadzilby mnie w tajniki "pozacodziennosci" a to takie istotne...chyba dlatego lubie tu zagladac - pozdrawiam kasia
OdpowiedzUsuńNie każdy ma szczęście spotkać swojego Przewodnika przez życie, kogoś kto nauczy nas dostrzegać i usłyszeć, ale od czego są Pisarze i ich książki, on często są naszymi mentorami. Wojciech Karpiński niewątpliwie jest jednym z nich. Kasieńko, pozdrawiam Cię najserdeczniej i zawsze zapraszam.
UsuńNa pewno. Gorąco polecam :)
OdpowiedzUsuń