Litery zawsze
zdawały mi się filigranowymi figurkami pięknie ukształtowanymi, których
misterność formy trzeba ująć z delikatnością, by się nie rozsypały gęstymi
kroplami zniszczonego istnienia, i poustawiać w możliwie płynnie brzmiącym
wierszu myśli. Tymczasem, ostatnio zdają się pustką, próżnią zawieszonego
milczenia, wydmuszką, w której nie sposób znaleźć czegokolwiek, poza ładnie
wykaligrafowanym zarysem niewyrażalności siebie samej.
Nic do
powiedzenia.
Nic do nazwania
własnym słowami, które wymykają się cichaczem o zmierzchu obumarłego oddechu,
niczym skradzione przez srokę błyskotki zdające się cennymi w blasku dnia.
Jakże złudnie. Tracąc na swojej atrakcyjności w zagnieceniach czarnego aksamitu
nocy.
Strach
niewyrażalności drży między głuchymi ścianami milczenia. Palce straciły na
lekkości dotykając liter usadowionych w rzędach czarnych kwadracików klawiszy, jak na widowni nieczynnego od
dawna teatru. A przecież każda ma sobie przypisane miejsce, zawsze to samo, i
zdawać by się mogło, że nawet z oczami zamkniętymi na wszelką zmienność można
je odnaleźć, bez trudu, wystukując rytm dobrze znany. Dowolnie wydłużając
interwał między dźwiękami płytko osadzonymi na klawiaturze uwypukleń
naznaczonych miękkim dotykiem opuszków palców. Teraz jednak zdają się jedynie
ciężko opadającą, głuchą kurtyną wybrzmienia.
Przebrzmiałym.
Niemym spektaklem trwania.
Szukałam
podszeptu w łagodności mazurskich jezior kręgami utonięć widząc opadające słowa niezdolne do zatrzymania się na starym pomoście, niezdarnie starającym się połączyć z
przeciwległym brzegiem ulotnych myśli. Próbowałam ukołysać swoją tęsknotę za ich
wyraźnie wykrojonym kształtem w krągłościach przycumowanych łódek kołyszących
się lekko w rozlanych na wodzie złocieniach zachodzącego słońca. Chowały się jednak za
horyzontem niedościgłym dla moich dłoni rysujących smużką cienia nieosiągalność
własnego pragnienia.
Wciąż wychodzę mu na przeciw. Mój niemy spektakl trwania.
A jednak…
Kiedy nie ma nic do powiedzenia, chodzi
jednak o to, żeby cokolwiek tu zapisać, dla dyscypliny i porządku. Nic takiego,
ale całe życie się składa z niczego takiego.
Sławomir Mrożek
Jak ładnie! Pewnie był to wspaniały odpoczynek, z dala od zgiełku tego świata. Czytam właśnie sobie "Cyprysy i topole" - jakże wspaniała podróż i przemyślenia:)
OdpowiedzUsuńserdeczności
Prawda, że piękne! Ta samotność podróżowania jest niezwyła. Moje mazurskie było też urocze. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńTwórczość Sławomira Mrożka i dla mnie jest bardzo bliska, a Twój Małgosiu Miła niemy spektakl mówi wiele i wciąż trwa. Serdeczności!
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię Dominiczko z całego serca!
UsuńMałgosiu, dobrze, że jesteś...Nawet wtedy, kiedy nic nie mówisz...Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńJuż jestem, mówię, piszę!!! Całuję mocno Genevieve!
Usuńwlasnie...cale zycie ...a jednak wszystkie twoje slowa, wlasnie dlatego, ze takie opadajace trafily prosto w serce ...sciskam
OdpowiedzUsuńWitaj! Jak miło Cię tutaj widzieć, to dopiero trafia w serce... pozdrawiam
UsuńMilczenie też potrafi być wymowne
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:))Molekułka
Molekuło, już przerywam milczenie! Serdeczności!!
Usuń