Otwieranie oczu


Pociągnęłam tuszem swoje rzęsy myśląc o jego oczach. Przyznaję, że uśmiech pewnego nieśmiałego zakłopotania błąka się po mojej twarzy, kiedy patrzę jak są przenikliwe.
Jaki jest kiedy budzi się o poranku, o czym myśli podchodząc do okna zaścielonego jeszcze nowojorską mgłą i przeczesując dłonią włosy?
Poranki o tej porze roku potrafią być już chłodne, czasami pada deszcz. Zarzuca pewnie na siebie ciepły pulower z kaszmiru i owija szyję ciemnozielonym szalem...
Przemoczony poeto siądź,
skończ ten swój niezwykły wiersz.
Pusta kartka i tylko znów ogarek świecy.
Dla ciebie dziś kupiłam ten zielony szal...
Tymczasem on, z tym swoim rozbrajającym uśmiechem, odbierając z rąk młodej kelnerki filiżankę mocnej kawy, w kafejce za rogiem, w wyobraźni czyni ją jedną z bohaterek swojej kolejnej książki. Zapalając papierosa przegląda "New York Post". Czyta o zwłokach młodego mężczyzny znalezionych  w Riverside Park. Notatkę nader krótką, beznamiętną, zdawkową. Czy już wtedy przychodzi mu na myśl, że ta wiadomość może być początkiem nowej historii?
Czy złości się, kiedy umyka mu dopiero co uchwycony wątek? Jak dalece potrafi spostrzec to, co niewidzialne?
Zapewne codziennie odbiera niezliczoną liczbę wiadomości, zaproszeń na spotkania z czytelnikami, na odczyty i dyskusje o roli literatury w XXI wieku. Jeździ na promocję kolejnej książki, czytając jej fragmenty swoim lekko zachrypniętym głosem. Nie na wszystko jednak znajduje czas. Niektórym odmawia, inni będę oczekiwać niecierpliwie jego przyjazdu.
On sam, wieczorem, przy kieliszku czerwonego, wytrawnego wina, przegląda nadesłany poranną pocztą tomik poezji francuskiej, myśli o kolejnym scenariuszu filmowym i zamawia kolację z pobliskiej restauracji. Być może potrawkę jagnięcą z ziemniakami i rzepą, równie pyszną jak ta przyrządzona przez Margo.
Próbuję przyjrzeć się Paulowi. Szalenie intrygujący, na swój sposób obezwładniający, więc po cóż zastanawiać się zbytnio, nad faktem, że nie mogę oderwać się od ciągłego wracania myślami do tego, co ukryte w jego książce "Niewidzialne". Ona jest równie obezwładniająca, swoją wymową, wielowątkowością. W niej każda pojawiająca się postać otwiera drzwi do własnej bajki, zaczyna żyć własnym życiem, choć wszyscy spleceni są łańcuszkiem nierozerwalnych powiązań. Jest w tej książce coś niezwykle frapującego, niedopowiedzianego, co czyni ją fascynującą na każdym etapie czytania.
Paul Auster swoim patrzeniem rozgniata zakamarki lęków, tęsknot, słabości, ułomności pełnych buntu, namiętności, zemsty i potrzeby oczyszczenia. Jak tworzy te światy, jak buduje opowieść, spowitą gdzieś między prawdą i wyimaginowaniem? Wszak, tak zwinnie potrafi uchwycić wątek, jakby pochwycił nitkę myśli, która rozpruwa worek z obrazami i układa je w całość zamkniętą między ramami okładek.
Gdzie jest jednak ten początek, który sprawia, że ręka pisarza sunąć będzie po papierze lub palce przebiegać po klawiszach maszyny do pisania, dzisiaj zapewne najczęściej komputera?
Jak dalece, my czytelnicy, potrafimy wniknąć w to, co niewidzialne na pierwszy rzut oka. Na ile potrafimy odczytać podpowiedzi między słowami, w kolejnych warstwach opowieści, podskórnie wyczuwając, być może, śliską granicę między tym co realne, a tym co realnym stać się nie mogło. A może w książce, w powieści, realnym stać się może wszystko, choćby najbardziej nierzeczywiste i trudne do uwierzenia zdarzenia. Może słowu pisanemu ulec łatwiej. Może dlatego główny bohater "Niewidzialnego" decyduje się na spisanie swojej historii, bo opowiedzenie jej brzmieć może nieprawdopodobnie, nie dość prawdziwie, nawet jeśli tą prawdę wcale nie jest, ale nam dane jest choć po trosze w nią uwierzyć. To jak otwieranie pudełka, by wewnątrz znaleźć kolejne. Pudełko w pudełku.
I w miarę czytania to my, czytelnicy, pozwalamy własnej wyobraźni nadawać barw postaciom, "ubierać" je we własne wyobrażenia o nich. Bo ileż w pisaniu jest ze skrupulatnego dziergania ułamków uczuć, tworzenia przestrzeni dla wyobraźni i nade wszystko powoływania do życia pełnokrwistych postaci, nieobojętnych, wyzwalających w nas emocje, ściśle zarysowanych, a jednocześnie pozwalajacych na nasze dorysowania grymasu, zmarszczki, przyodziania w płaszcze podszyte zmiennością nastrojów.
"Niewiedzialne" jest jak podszewka, druga strona, ta utrzymywana w ukryciu, dopóki bohater Paula Austera, młody poety, w istotnym i przełomowym momencie swojego życia, nie zdecyduje się na spisanie swoją przeszłość. I pisze książkę swojego życia. Przeżytego, a może całkiem fikcyjnego. Wykreowanego, stworzonego na potrzeby własnej twórczości, ostatecznego spełnienia się jako pisarza, a może będącego oczyszczeniem, oddaniem światu prawdziwej cząstki samego siebie, bo:
Świata nie sposób podać w wątpliwość: jest widzialny
I jest nieodwołalny
Nie można go zrozumieć i fakt ten uważam za nader groźny.

Myślę o Paul Austerze,  o tym, co swoją twórczością daje światu, temu widzialnemu. I wiem, że przydaje mu tego, co niewidzialne, co kruche i delikatne, co silne i nieugięte to, co kryje się w każdym człowieku, tajemnica.
Ale daje też to, co namacalne, wyczuwalne w palcach, pod cienką warstwą naskórka - swój talent, tę niewidzialną moc, wyczytywaną, wysysaną z chłonnych kartek papieru, przekształconą przez nasze, własne soczewki.
Profesor Maria Poprzęcka, historyk sztuki, w wywiadzie dla Gazety Wyborczej "Dziesięć książek, które otwierają oczy" jakże pięknie ujęła w słowach to, co Auster napisał między wierszami:
Artyści po prostu więcej widzą i dzięki nim my także możemy zdjąć trochę katarakty z oczu. Kontakt ze sztuką, a więc także z poezją i literaturą, jest szansą na lepsze, bogatsze postrzeganie świata. 
Od dzisiaj moje oczy są szeroko otwarte na Paula Austera. Może on późnym wieczorem zdejmuje okulary, zmęczony pisaniem, odkładając je na stosie książek, które sam chce przeczytać. Bierze do ust ostatni łyk czerwonego wina. Cierpki i słodki zarazem, jak być może cierpkim i słodkim jest postawienie kropki na końcu ostatniego zdania:
"Pozostanie we mnie na zawsze. Do końca życia, gdziekolwiek będę, cokolwiek będę robić, pozostanie we mnie na zawsze".

Paul Auster "Niewidzialne"
wyd. Dom Wydawniczy Rebis, 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...