Zazwyczaj ku końcowi grudnia wybieram sobie jakiś dość pochmurny wieczór i z podróżnego kuferka wydobywam rachunki minionego roku, zwłaszcza rachunki z podróży. Ma to wyraźny związek z wszystkimi działaniami handlowymi, spisem remanentu, sporządzeniem bilansu — czasami nawet z projektowaniem budżetu na rok przyszły. A właściwie jest pracą poety, który szuka w kartkach białego czy kolorowego papieru odbicia pewnych przemijających rzeczy.
Gdzieś na granicy pozbieranej fragmentaryczności światów. Na styku słów i zespolenia zmysłów ucieleśnia się istnienie. W nieskończoności poznawania. Ślepej zachłanności. Przychodzi. Niepokojony w ciemności lipowej alei, gdy wiatr unosi jego imię, by wyrazić obecność w prostocie słów a światło z okien pobliskiego domu rzuca nowe światło na kołowrotek zdarzeń.
Rachunki włóczęgi.
Zwyczajność rozrachunków z życiem. Skrawki notatek. Rozproszone marginalia. Zakładki z podróży pachnących kurzem i wodą kolońską, dźwięczące znajomo nazwy ulic i gwar bezdroży dworcowych peronów. Podniebne drogi mleczne będąc rdzeniem długich wojaży. Ucieczek i inspiracji twórczych tworzących swoisty patchwork zachowanych krajobrazów, fastrygowanych ścieżek na mapie dłoni, w której globus ziemi wydaje się kształtnym jabłkiem z domowego ogrodu, przepełnionym znajomym smakiem malowanym słońcem padającym z różny szerokości geograficznych. Gdzie zakątki sycylijskich uliczek, cienie kościelnych wieżyczek rozsianych na horyzoncie wiejskich gospodarstw, odkrywany na nowo wdzięk paryskich dzielnic, ciepło sandomierskiej gościnności i bogactwo muzealnych murów tworzą sklepienie ponad jego głową. Parasol ochronny przed burzami życia.
Muzyka. Trzeciego uderzenia dzwonków na zawsze zamykających drzwi trzeciej klasy w znikających we mgle pociągach. Przedziałów z zielonymi ławkami odchodzącymi do lamusa, pozostając jedynie obiektem sentymentalnego wspomnienia nietuzinkowych towarzyszy podróży. Krople deszczu dzwoniące w rzymskich rynnach i trzepot skrzydeł szpaków poruszających się w nostalgicznym tańcu, niczym uchwycona przez wiatr rycina, zgrabne pociągnięcie ołówkiem na tle pochmurnego nieba. Cmentarne alejki wijące się wokół powolnie stąpających stóp, ślady ciężkich kroków pozostawiające ślad obecności w ciałach przygarbionych wzgórz i szpetnych domków. Mnogość ścieżek na nowo wydeptywanych. Odmienionych spojrzeniem przeszłego czasu, pobudzającego obrazy pamięci, dzisiaj zdające się puszyć nowymi kolorami, jakby budziły się w innym oświetleniu, zgoła niezauważalnym wcześniej grymasie załamującego się światła w rozmodlonych nawach kościołów. Ruchu świata i przemijania rzeczy.
Myślę, że wyraża się w tym ruchu głęboki ludzki instynkt. Jakieś pragnienie utwierdzenia się, pomnożenia swojego życia. Może przed wszystkim przekonania się o trwałości ludzkiego istnienia, o wiecznej egzystencji trwałych dzieł ludzkich.
W chwili kiedy piszę te słowa, jest najpiękniejszy dzień lata. Kiedy będziemy te słowa w druku czytali, już będzie po wszystkim. Nastaną pierwsze jesienne dnie; będziemy się oglądali za siebie i mówili: lato już minęło. (...) Zresztą już jest jesień. Lata już nie ma. Pozostało w sercu rozczarowanie, bo każda podróż nie jest urzeczywistnieniem, choć każda jest nadzieją.
Z nowej teki podróży Jarosława Iwaszkiewicza. Perełka na dnie podróżnego kufra.
Podróż z której nie chce się wracać.
"Rachunki włóczęgi" Jarosław Iwaszkiewicz
wybór i opracowanie Radosław Romaniuk
wyd. Zeszyty Literackie, seria Podróże
Lubię Twoje perełki :) dziękuję Małgoś
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję za Twoją tutaj obecność. Ściskam Małgosiu.
UsuńPrzeminął kolejny rok. Przed nami kolejna podróż. Mam nadzieję, że nie będzie wyłącznie rozczarowaniem.
OdpowiedzUsuńPokładam w tym ogromną nadzieję.
UsuńDobrego roku.