w tamtych czasach
czytałem dużo i głęboko
stwarzałem sobie tamte czasy
niektóre mam do dzisiaj
Próbujesz rozpuścić pamięć tamtych dni jak kostkę cukru w łyżeczce wystygłej herbaty. Osiada na dnie wgłębienia przypominającego dziecięcą kołyskę przyprószonych snów. Chowasz je przed obcym spojrzeniem niezatapialnego poczucia przynależności do kogoś. Przylegającego do cienia umarłych jak pożółkła tapeta na ścianie w starym mieszkaniu bez adresu.
Zasłaniasz okno. Światło odbiera intymność zostawiając nagość słów przeciskających się przez dziurkę od klucza. Zbyt ciasno i gęsto. Zatrzymują się w drodze. Czekasz. Nim przemoczone powściągliwością słowa rozwiną się na skórze Twoich dłoni. Pustkę zapełnisz kreśląc nową listę pytań znikających w drżącym kadrze coraz cięższej powieki. Rozmazane obrazy wspomnień gubią się w kroków śladach na tęczówkach wyblakłego nieba zaglądającego ukradkiem w spłoszone oczy. Odbicie twojej twarzy zmywa wczorajszy deszcz spływający powoli zardzewiałą rynną. Wszystkie odgłosy znikaj z czasem. Ukradkiem wciąż szukasz siebie.
Kącika ust. Szczebli rzęs przysłaniających ostrość widzenia rozkrawając obraz na małe cząstki. Posiwiałych włosów na skroniach i wyżłobień wokół ust niezdolnych do uśmiechu. Stajesz się wiotki jak łodygi ostróżki rosnące pod blokiem, poddające się z łatwością zbyt silnym porywom wiatru. Próbujesz trzymać się ziemi, coraz bardziej grząskiej, podmokłej od sentymentalnych wzruszeń, które wyrywasz niczym chwasty w ogrodzie. Pomniejszasz każdy dzień i tylko samotna noc tuli Cię do snu. Znowu wrócisz jutro próbując rozpuścić pamięć tamtych dni jak kostkę cukru w łyżeczce wystygłej herbaty.
czytałem dużo i głęboko
stwarzałem sobie tamte czasy
niektóre mam do dzisiaj
Piotr Matywiecki "Powietrze i czerń"
Wydawnictwo Literackie 2009
Wydawnictwo Literackie 2009
Próbujesz rozpuścić pamięć tamtych dni jak kostkę cukru w łyżeczce wystygłej herbaty. Osiada na dnie wgłębienia przypominającego dziecięcą kołyskę przyprószonych snów. Chowasz je przed obcym spojrzeniem niezatapialnego poczucia przynależności do kogoś. Przylegającego do cienia umarłych jak pożółkła tapeta na ścianie w starym mieszkaniu bez adresu.
Zasłaniasz okno. Światło odbiera intymność zostawiając nagość słów przeciskających się przez dziurkę od klucza. Zbyt ciasno i gęsto. Zatrzymują się w drodze. Czekasz. Nim przemoczone powściągliwością słowa rozwiną się na skórze Twoich dłoni. Pustkę zapełnisz kreśląc nową listę pytań znikających w drżącym kadrze coraz cięższej powieki. Rozmazane obrazy wspomnień gubią się w kroków śladach na tęczówkach wyblakłego nieba zaglądającego ukradkiem w spłoszone oczy. Odbicie twojej twarzy zmywa wczorajszy deszcz spływający powoli zardzewiałą rynną. Wszystkie odgłosy znikaj z czasem. Ukradkiem wciąż szukasz siebie.
Kącika ust. Szczebli rzęs przysłaniających ostrość widzenia rozkrawając obraz na małe cząstki. Posiwiałych włosów na skroniach i wyżłobień wokół ust niezdolnych do uśmiechu. Stajesz się wiotki jak łodygi ostróżki rosnące pod blokiem, poddające się z łatwością zbyt silnym porywom wiatru. Próbujesz trzymać się ziemi, coraz bardziej grząskiej, podmokłej od sentymentalnych wzruszeń, które wyrywasz niczym chwasty w ogrodzie. Pomniejszasz każdy dzień i tylko samotna noc tuli Cię do snu. Znowu wrócisz jutro próbując rozpuścić pamięć tamtych dni jak kostkę cukru w łyżeczce wystygłej herbaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz