Postać i eteryczność poranka

Obudziło go głośne pukanie do drzwi. Próbował dociec czy ten rozrywający, eteryczność rozciągającego się leniwie poranka, dźwięk drży na cienkiej tkance snu czy to tylko nadgorliwa świadomość budzącego się dnia. Próbował pozbierać odłamki samego siebie z zagnieceń niedospania. Szuranie kapci powoli zawężało się do ciemnego korytarza nieprzeniknionego przez żaden dźwięk w zimnych ścianach obojętności. Uchylił ciężkie drzwi. Na wycieraczce leżała ulotka w pośpiechu porzucona niczym złudna nadzieja zaistnienia choćby na moment, choćby dla kogoś nieznajomego. Nadaremność trudu. Nagła cisza pękła resztkami złudzeń. Zamknął drzwi i oparł się ciężko o pochylone plecy starego fotela czując jakby jego ramiona były nadłamanymi gałęziami drzewa przynależnego do opustoszałego kawałka ziemi. Nieruchomej.
Zaczął szukać w sobie rozgrzeszenia za nie swoje winy. W pustce poszarzałych źrenic. W przebudzeniu ze stanu osamotnienia, w tułaczce odwiecznego poszukiwania swojej przynależności. W zagłębieniach wychudłych policzków. Wydobywając siebie spod ciężkich gruzów przeszłości i składając całość z rozbitego zwierciadła zdarzeń. Przeszłość wciąż wisiała nad nim ciężkim kamieniem noszonego brzemienia.
Spojrzał w okno. Niebo wyglądało jak budyń waniliowy z mgiełką gęstego syropu malinowego. Zbyt apetycznie. Jemu w odniesieniu do życia jakże tego apetytu z każdym dniem ubywało. Mógł jak mantrę powtarzać za Amielem, że życie to tylko tkanina przyzwyczajeń stających się dla niego kokonem, warstwą ochronną przed jakąkolwiek niepożądaną zmianą ustalonego dla sobie porządku. Poczuł podskórnie, że to jedna z tych chwil, kiedy czuje się jak dróżnik na rzuconej w zapomnienie bezimiennej stacyjce. Swoistej nadziei przetrwania, choćby w czyimś przelotnie uchwyconym spojrzeniu. Trzymał ich mnogość pod powiekami pamięci i tylko on widział wagony jadące w mgliste przeświadczenie o czyimś tlącym się jeszcze istnieniu. On i nieznośny turkot przemykających wagonów. W emocjonalnym od siebie oderwaniu, biegnąc równoległymi torami niemożliwymi do spotkania się w jakimkolwiek punkcie rzeczywistości. Za szlabanem ostatecznego rozstania.
Sam czuł się wpisany w jakąś, jemu niedościgłą wciąż, realność. Autentyczność jego życia została dawno temu za murem popękanych losów, niedosłyszanych głosów. Za nieprzejednanym przekonaniem, że utknął nieruchomo w czasie coraz bardziej niezdolnym do jakiegokolwiek uczucia. Jego osobny świat utrzymywany przy życiu na własny koszt niemożliwy do oszacowania. Jego spłata zaciągniętego długu, za ciągłe trwanie przy życiu. Ciche noce pozostały jego zasłoną przed światem. I on sam, w poświacie przydrożnych latarni w oczekiwaniu, by ktoś spojrzał w jego stronę. Uniósł wzrok ponad doczesność. Zauważył pochyloną nad samym sobą sylwetkę, skuloną w bezczuciu między framugami własnego nadwyrężonego człowieczeństwa.
Uchylił okno wystawiając twarz na mroźny podmuch przedwczesnej zimy. Zmierzał donikąd, stojąc wciąż przy tym samym parapecie na osi przenikliwego przeciągu. Poprzestał na istnieniu. W przenikliwości eterycznego poranka.

6 komentarzy:

  1. To smutne, że wraz z wiekiem tracimy apetyt na życie. A przecież...każda chwila dana nam tu, na ziemi powinna być świętem, bo żal uronić choćby jednej minuty w tym jakże ograniczonym dla nas czasie. Małgosiu, mam nadzieję, że ten smutek Postaci nie udziela Ci się za bardzo i że czerpiesz wiele radości z życia i doświadczania różnych stanów i uczuć. Ściskam Cię najmocniej i życzę optymistycznych promyków słońca na ten przedświąteczny czas:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Genevieve, ja Tobie też życzę, aby ten przedświąteczny czas niósł ze sobą dużo radości i nadziei na to, co nowe przed Tobą. Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Współcześni pustelnicy,żyjący obok siebie w 10 piętrowej kamienicy też poprzestają na istnieniu ,a może to tylko złudzenie istnienia powstałe z osamotnienia .Zamknięci w czterech ścianach przeszłości nie maja zbyt wielu powodów do radości.
    Pozdrawiam świątecznie i bardzo serdecznie :)) Molekułka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby, nam, tych powodów do radości nie zbrakło, chociaż osamotnienie ma dla mnie niepowtarzalny smak, nie chciałabym, go nigdy stracić. Tylko żeby zachowała się równowaga. Ściskam również Molekułko, jeszcze przedświątecznie :))

      Usuń
  4. Samotność objawia się wzmożona w czas świąteczny .. opisałaś zjawisko ,żeby nie zabrzmiało zbyt przesadnie ,opisałaś jakbym kadry w filmie Felliniego oglądała .Taka jest ta samotność ..z nią tylko oprzeć się "o plecy staregom fotela" Poetycznie zarazem i ..dramatycznie ...to Twój talent pisarski wydobył emocje ..Czytałam zafascynowana i wiem ,ze to Twoja wizja i że tak pięknie i równie fascynująco opiszesz każdy inny stan ducha człowieka ,np.szczęśliwego . Pozdrawiam Małgosiu gorąco:) Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Olu, wydaj mi się, że stan smutku i osamotnienia dużo łatwiej ubrać w słowa, to to stan który przeważnie mieszka z nami dłużej, ale jak uchwycić ulotność szczęścia? To trudne, chyba bym się nie odważyła, aby nie zabrzmiało nazbyt naiwnie, chociaż trudno moje pisania nazwać dojrzałym :) Ściskam Cię mocno, dziękuję za Twoje słowa i Twoją obecność. Serdeczności i dużo ciepła na mroźne dni.

      Usuń

Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...