Wije się wstążką na skraju granicy z Indiami, śpi pod śnieżną pierzyną u podnóża Chin, wyznaczając niewielką szerokością skrawek własnej ziemi. Odrębnej. Zmagającej się z napływem cywilizacji wobec wciąż zadomowionej, niepospiesznej tradycji odbudowującej się z ruin nawet po trzęsieniu ziemi. Snuje własną historię między murami buddyjskich klasztorów, w spokojnych modlitwach mnichów, na wydeptanych turystycznych szlakach i w pięknie górskich szczytów.
Nepal. Zaczyna się od trzęsienia ziemi. Skupiony w przenikliwym spojrzeniu źrenicy oka. W pozbieranych kadrach reportażowych pocztówek ocalałych z nawałnic groźnych żywiołów, ziemi leżącej na styku płyt tektonicznych przed którą nie można uciec, gdy postanawia ukazać swoją siłę i otchłań ciemności rozcinanej krzykiem przerażenia i ciszy przyczajonej obawy przed drżenia pod stopami. Powrotem strachu opadającego wraz z nocnym deszczem w świetle latarek i brzęczeniu metalowych dzbanków z herbatą.
Nepalskie poranki pachną kardamonem i jałowcem, strużki dymu snują się nad dachami jak duchy, psy ujadają ja zwykle. (...) Wschodzi różowe słońce, Katmandu wyłania się z szarości, jakby szarość była pianą, a Katmandu Afrodytą. Pieje kogut.
Kolejne dni budzą się do życia w stertach gruzu, jak wydobywane z przepastnych zgliszczy wspomnienia Nataszy Goerke. Poetyckie i pełne nostalgii. Zmysłowe i przejmująco osobiste, wychodzące poza tradycyjnie zapiski z podróży, bo obdarzone uczuciem do kraju i jego mieszkańców. Gdzie zapachy i smaki łączą się ze sobą w swoistym pożywieniu dla duszy, dla zmysłów znajdujących ukojenie w smukłych pagodach. Umiejętności patrzenia oczami Nepalczyków, pogodnych mimo rozczarowania nieistnieniem bezchmurnego nieba, wyczarowujących w nadmiarze kamienne płaskorzeźby, rzeźbione meble czy odlewane w brązie posągi, misy i statuetki wystawiane ku pokusie, nie zawsze chętnych do zakupów, turystów przechodzących obojętnie, jakby chodzili między regałami w supermarketach, wobec losu sprzedawców pogodzonych ze swoją niełatwą sytuacją. Wracających do lepianek na nepalskiej prowincji lub miejskich bloków, do przyswojonej biedy, która także potrafi być wieloraka i zróżnicowana, oblepiona kiczowatym przepychem, ale i swoistym pięknem w szlachetnym kolorze sepi.
Nepal Nataszy Goerke. Zaciszny i kameralny. Wymagający jak każda miłość. Powracający do życia. Malowniczy i wypełniony setkami dźwięków. W cieniu potężnych sąsiadów i niewidocznego na mapie Tybetu wydaje się zjawiskowym, u podnóża świętych gór, na barkach dźwigający dach świata, przyciągający śmiałków gotowych wspinać się na granicy życia i śmierci drepczącej po piętach licznym himalaistom szukającym na szczytach gór piękna, najgłębszego przeżycia i ekstremalnej duchowości.
Słońce w Himalajach zachodzi szybciej, niż rozgrzewa się energooszczędna żarówka - kontury tracą nagle ostrość, barwy stapiają się z szarością i rzeczywistość, wchłaniana łakomie przez mrok, przestaje w jednej chwili istnieć. Przy pogodnej nocy nocy na niebie zapalają się gwiazdy, które migoczą milionem tajemnic, a ich magiczne światło zwodzi nieśmiertelnością. Jeśli gwiazd nie widać, zapanowuje gęsta, przecinana tańcem świetlików ciemność. (...) Himalaje dla jednych są domem, dla innych hotelem.
Natasza Goerke. Tam. Znalazła swój dom.
Natasza Goerke "Tam"
wyd. Czarne, Wołowiec 2017