Spis rzeczy odczuwanych

Kiedy czyjś wydech staje się oddechem dla nas samych, to jakby dokonywał się w tym krótkim akcie sens naszej własnej egzystencji, bo i nasz oddech jest przecież komuś dany. W tej jednej sekundzie stajemy się dla siebie, w całkiem pozamaterialnym wymiarze obcości, jakby naczyniami połączonymi w jednej czasoprzestrzeni, w kosmosie naszych własnych rytmów życia i tętna odnajdywanego w pulsie pod opuszkami palców szukających oznak współodczuwania. Niezmiennej cykliczności następujących po sobie pór roku, nawet jeśli każdy z nas tę niezmienność zachodzących zmian odlicza inaczej, spostrzega odmiennie, z całkiem różnej perspektywy doświadczeń. Z mrówczą pracowitości sklecając swoją misterną codzienność, od wschodu do zachodu słońca. Szukając siebie samych po omacku w gęstym cieniu nocy. W zagięciach przyzwyczajeń oswajanych latami, wyrytych w niezgrabnym kształcie stóp drepczących na odległość przykrótkich sznurowadeł. W lustrze czyichś źrenic. W sylwetce wykrojonej z nieporadności upływającego czasu, zszytej z ran bliznami przeżyć. W cieple oddechu będącego, jak moje, marzeniem by stać się, choć na moment, zagłębieniem w kartce maszynopisu jego kolejnej powieści. Choćby płatkiem śniegu na szybie jego pokoju, by móc przyglądać się jak zapisuje nowy rozdział swojego "Dziennika zimowego".
Zacznij mówić teraz, zanim będzie za późno, i umocnij się nadzieją, że będziesz mówił do chwili, kiedy już nic nie zostanie do powiedzenia. Jakkolwiek by było czas się kończy. Może lepiej zaniechać mówienia i zastanowić się, jakie to uczucie – żyć w danym ciele od pierwszego zapamiętanego dni aż po moment teraźniejszy.
Paul Auster. W przejmującej spowiedzi z własnego życia. Snutej zgrabnie i zajmująco powieści o  pasjach, namiętnościach, esencjonalności każdego dnia budzącego się ponad dachami Nowego Jorku, którego szkielet odbija się w soczystej czerwieni smakowanego wieczorami wina. W prowadzonym wewnętrznym monologu stającym się niejako doznaniem samego czytelnika. Odzwierciedleniem, często naszych własnych myśli i doznań, gdy pod bosymi stopami czujesz zimną podłogę, gdy gramolisz się z łóżka i podchodzisz do okna. Masz sześć lat. Na zewnątrz pada śnieg. Gałęzie drzew na tyłach domu zaczynają pokrywać się bielą (…) Pytasz siebie: ile jeszcze poranków przed tobą?
Staję przed swoim oknem, by odnaleźć ślady jego obecności w zawstydzeniu budzącej się niewinności poranka, podczas gdy Paul Auster swoje życie oddaje na własność tym, którzy przekraczają próg jego dziennika pozwalając na wzajemne przenikanie się, mimo dzielącej nas odległości zamkniętej między kartkami książki. 
Za rogiem kolejnego akapitu, w zgięciu między zdaniami, wszędzie odczuwa się jego obecność. Bliskość. Prawie czując oddech natchnienia i ostry zapach, dopiero co zapalonego przez niego, papierosa. Tonąc w poszarzałym dymie złudzenia, że jest się cząstką jego samego, bohaterem jego życiowej powieści, chodząc między ulicami Manhattanu, na drugim brzegu New Jersey czy w zaułkach Paryża. To swoiste przekraczanie granic związujące nas ze sobą, tworzące więź której nie chce się w żaden sposób utracić w swoistym klimacie intymności między pisarzem i czytelnikiem. To dotknięcie przyzwolenia na wtulenie się w fakturę jego wspomnień, chropowatą, pełną uwypukleń, rys wyrytych w jego twarzy, ale i pewnej łagodności przyjmowania zdarzeń, jakimi były i wciąż są, wydając się niewiarygodnymi w perspektywie minionych lat odtwarzanych w kadrze jego przenikliwego spojrzenia. Niektóre wspomnienia są tak dziwne, tak mało prawdopodobne, tak bardzo wykraczające poza sferę wiarygodności, że trudno ci je pogodzić z faktem, że jesteś tą osobą, która przeżyła zapamiętane przez ciebie rzeczy.
W zapisanej liście smakowanych potraw, zmienianych adresów i przypisania do nowojorskiej tożsamości, zgubionych pocałunków i miłości która ocala, fizycznych i duchowych przemian. W geście ręki trzymającej pióro zanim dotknie gładkiej powietrzni niezapisanej jeszcze kartki.
„Dziennik zimowy”. Spis rzeczy odczuwanych, albo innymi słowy, fenomenologia oddychania. Między fragmentami autobiografii Paul Austera stałam się wysepką jego oddechu.


Paul Auster "Dziennik zimowy"
wyd. Znak, Kraków 2014





6 komentarzy:

  1. Wejście w intymność Pisarza nawet za jego zgodą .. zawsze mnie ..peszy .Wolę wtedy czytać w samotności ,źle się czuję gdy czyta mi np. "radio"... Piękna recenzja Małgosiu ,potrafisz wiązać emocje swoje z Autorem ,dając nowe przeżywanie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, właśnie tak jest, czytanie to spotkanie z drugim człowiekiem, to rodzaj intymności tworzenia ale też, w biografiach czy autobiografiach, to intymność życia której się dotyka. Ja też lubię czytać w odosobnieniu, w pewnym sensie jakiejś delikatności dotykania drugiego człowieka spotykanego w słowie. Pozdrawiam majowo!

      Usuń
  2. jestem ciekawa tej ksiazki...przeczytalam jego dwie inne, w ktorych nic nie jest jasne i bardzo utopione w naszej wlasnej fantazji, jak korzenie jego slowa na gruncie naszych mysli... mam na mysli podroz do skriptorium i czlowiek w ciemnosci...nie wiem czy w polsce pod tym samym tytulem, bo czytalam po niemiecku, ale bardzo mnie wciagnelo, tak jak i jedna z ksiazek jego zony ...pozdrawiam cieplutko po bardzo dlugiej przerwie katarzyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, jak miło Cię tutaj zastać :) Bardzo mi miło, że się pojawiłaś. Paula Austera uwielbiam. "Człowiek w ciemności" jest zamkniętą przestrzenią światów. Wspaniała książka. Drugą moją ulubioną to "Niewidzialne". Ściskam i pozdrawiam Cię serdecznie :))

      Usuń
    2. dlugo mnie nie bylo, a to ze sie pojawiam znaczy, ze szukam sie na nowo i szukam i sprawdzam czy to miejsce nadal jest moje i czy chce tu byc... nie chce marudzic tylko dziele sie mysla, abys mnie miala milo w pamieci ;) pozdrawiam

      Usuń
    3. Kasieńko, oczywiście że miło mam Ciebie w pamięci, tylko u mnie ostatnio wiele spraw zeszło na plan znacznie dalszy, bo liczne troski wypełniają każdą moją myśl i chwilę. Może powolutku się uspokoi, ukoi i wtedy i ja będę mogła wrócić, także tutaj i tam. Stąd tylko jestem, aby odpowiedzieć i dać znać, że pamiętam. Ściskam Cię z całego serca, tymczasem.

      Usuń

Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...