Szukając stałego punktu

Znalazłam się w takim punkcie życia, gdy pragnęłam osiągnąć jasność. 
Wszystko wydawało mi się takie niejasne od samego początku, od najdawniejszych wspomnień z dzieciństwa...

Drepcze. W podążaniu za tęsknotą. Za jej sentymentalnym cieniem odzianym w żółty płaszcz wypatrywany w ciasnych wagonikach paryskiego metra. W głuchych kamienicach śpiących na obrzeżach miasta. Idzie za nią. W zagadkowych półcieniach wspomnień rozwiązujących się niczym wstążki na warkoczach plecionych niepewnymi palcami matki. W rytmie zasłyszanej piosenki z dzieciństwa powracającej zafałszowanym refrenem. Szukając jej stóp. Obecności oderwanej niczym płat skóry z kory drzewa. W nienazwanych własnych o niej wyobrażeniach. Z bólem wypatrując twarzy, bliskiej jej pamięci, odtwarzanej we fragmentaryczności powiązanych z nią pragnień, chowanych jak postrzępione brzegi w mankiecie przetartej marynarki. 
Idzie. Ścieżką wzdłuż zapalających się pytań o zmroku spowijającym mglistą przeszłość, niezarysowaną wyraźnie przyszłość miejsc spotykanych w poszukiwaniu własnej tożsamości. Niespiesznie. W niezgodzie na zgubienie chwyconego się obrazu mogącego zaprowadzić ją do źródła własnej przynależności. „Perełka”. Nie będąca niczyim pragnieniem. Narodzona z obcego ciała. W płaczu porzucenia. 

- Trzeba znaleźć stały punkt, by życie przestało być takim ciągłym unoszeniem się... (...) Kiedy już znajdziemy ten stały punkt, wszystko pójdzie lepiej (...)

Szukała. Przygaszona w trudzie wędrówki, za podobizną matki noszoną z niewzruszeniem przez nieznajomą kobietę, próbuje zdefiniować siebie samą. Staje się pretekstem do odnajdywania dawno utraconej bliskości w strzępach wspomnień, w pudełku pamiątek, do którego zagląda się jak do pudełka po ciastkach szukając ostatnich okruszków rozsypujących się w placach pozostałością znajomego niegdyś smaku. Sama składająca się z drobinek porozbijanych w lustrzanych odbiciach minionego czasu niemożliwych do ułożenia w całość, zanurza się w chłodnym spojrzeniu przygarniętej do siebie samotności, zapiskach między kartkami odziedziczonego kalendarzyka, starej fotografii i w zimnych porankach złudzenia przeciągającego się aż do spowalniającego bieg godzin popołudnia. Zamieszkując ciemne korytarze przeszłości, pokonując piętra klatek schodowych pełnych okrucieństwa porzucenia potykała się o nieporadność własnych kroków wracających do czasów dzieciństwa. Zamknięta w szklanej klatce wspomnień.
"Perełka" Patricka Modiano. Opowieść o poszukiwaniu prawdy o sobie. Przydymiona niedopowiedzeniem, zanurzona w poszukiwaniu tożsamości. Spokojna, powolna jak uchylanie okna wiosną owiniętą gęstą, poranną mgłą łagodzącą ostrość płyt chodnikowych. Ścieżek do samej siebie rozsypanych jak paryskie dzielnice na mapie miasta.

Na dworze usiadłam na ławce przy ulicy biegnącej wzdłuż ogrodu botanicznego. Nie wiedziałam, na co tam czekam (...) Dziwne myśli chodziły mi po głowie, tak niejasne, że musiałam czekać dziesięć lat, aż się wykrystalizują i zdołam je sformułować.



"Perełka" Patrick Modiano
wyd. Sonia Draga, Katowice 2014








2 komentarze:

Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...