Między warstwami rogalika

W wazonie uschniętych myśli już nie zakwitnie
pobudzona skroploną rozterką, troska
spójrz jutrzenka jasności zawstydzona
pozostałością dnia okruszkami porannego rogalika
w kącie opustoszałego ganku, odchodzi
załamaniem światła uchyla słońce zachodzące za cieniem
nienazwanej nadziei
zbyt długie noce duszące gęstością, warstwy
splecionego rumianego ciasta odwijane delikatnie
jak mankiet przydługiej wyblakłej koszuli, w kropli
krwi śladem zbolałego zgięciem nadgarstka, chłód
zanurza się wstydem  nad obrazem świtu obejmującego, ramiona
nadwątlone wskazywaniem prześlizgującego się czasu
wybitego na starym zegarze dojrzałości smaku
rogalik spogląda półuśmiechem na talerzyku przemijalności
zapomnianej konfitury z dzikiej róży i płatków przekwitłej malwy


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

Tak czyta się tylko raz

Najbliższy jest mi jednak Wojtek Karpiński tym, że jak mało kto dzisiaj  zachował zdolność podziwu i przyswajania sobie tego,  co p...